Zacznę od tego, że uwielbiam filmy, w których głównym bohaterem
jest psychopatyczny morderca (patrz Hannibal Lecter w „Milczeniu owiec” bądź „Hannibalu”
czy „Czerwonym smoku”), albo makler też morderca (patrz „American psycho”),
tudzież inny morderca (patrz „Pachnidło” lub inny Twój ulubiony film o
mordercach). Nie wiem, co to o mnie świadczy, ale gdy dołożę do tego moją
miłość do kryminałów, wyjdzie z tego duży kawałek mojej ciemnej strony duszy.
Coś jest przyciągającego w tych mrocznych bohaterach, nie uważacie?! Może to ta
dwoistość zachowań, relatywizm w podejściu do oceny ich zachowania i odkrycie w
każdym z nich pierwiastka ludzkiego. Bo każdy z nas czasami chciałby zejść do „Podziemnego
kręgu” i narozrabiać trochę… bohater „Wolnego strzelca” też trochę narozrabia i
nie ma żadnych wyrzutów sumienia!
Zaczyna się całkiem spokojnie. Operator poprzez zjawiskowe,
ale całkiem codzienne zdjęcia (ranne i wieczorne) miasta wprowadza nas w klimat
tej opowieści. Klimat, który niczego nie zdradza, chociaż sprawia, że mamy
lekką gęsią skórkę na plecach, bo chyba jest za cicho, za czysto i za ładnie. Mimo
wszystko z chęcią i bez obaw wchodzimy między te domy, ulice, między tych ludzi…
wydawałoby się przeciętnych, jak ja czy ty. Ale już przy pierwszym spotkaniu (i
drugiej gęsiej skórce na plecach) natykamy się na Lou (zagrany genialnie przez chudszego
Jake’a Gyllenhala), który pod przykrywką nocy kradnie nieznajomemu zegarek i
zabiera jego rzeczy (nie bez szwanku na zdrowiu poszkodowanego).
Od początku widać, że Lou nie jest zwykłym obywatelem (ani nie
jest zwykłym człowiekiem) i jest zdolny do wszystkiego. Pytanie, co takiego
jest w stanie jeszcze zrobić, by osiągnąć swoje cele? i kim jest Lou? Lou jest chłopakiem
z tego miasta, który wcześnie skończył naukę, od tamtej pory studiuje tylko internet,
który jest dla niego jedynym źródłem wiedzy. Co jest zresztą bardzo znamienne dla
jego rozmów z ludźmi. W każdej takiej rozmowie używa bardzo wygładzonych zdań,
których nikt normalny nie stosuje w życiu. Lou mówi językiem pisanym, co w
zderzeniu z jego psychopatycznym fizys wygląda całkiem zabawnie, aczkolwiek
przerażająco. Lou potrzebuje pieniędzy i szuka pracy, ale nie wysyła CV. Jest
grzeczny, szuka okazji, ładnie prosi, wygłaszając do potencjalnego pracodawcy
regułkę o swoich kwalifikacjach z szerokim uśmiechem i nieruchomymi oczami.
Oczy – one go zdradzają. Są nieruchome, nie wyrażają żadnych emocji, co
sprawia, że się go boimy. Lou nie czuje, on myśli. Nie ma skrupułów, tylko
działa. To twardy charakter, który nie przyjmuje odmowy i wymaga całkowitego
posłuszeństwa.
Pewnej nocy Lou jest świadkiem wypadku. Intryguje go
dziennikarz, który z kamerą biega wokół miejsca zdarzenia. Obserwuje go,
podpytuje, trochę śledzi i już ma pomysł na biznes. Za sprzedany, a wcześniej ukradziony
rower, kupuje kamerę i skaner policyjny, by śledzić donosy o zdarzeniach.
Zatrudnia stażystę (!) i jedzie w trasę, by nakręcić swój pierwszy materiał z
miejsca zdarzenia. Każdy kolejny jest coraz śmielszy. Lou nie uznaje kompromisów, dla niego każdy cel uświęca środki. On nie ma skrupułów i nie zna emocji, robi tylko to, co potrzebne jest, by jego materiał znalazł się w czołówce wiadomości. Za każdym razem sprzedaje go do TV, a w domu kataloguje i ogląda po kilka razy dziennie. Jest dumny z siebie, a my patrzymy na to z przerażeniem.
Zastanawiałam się przez cały ten film, ile takich ludzi żyje
gdzieś wśród nas. Samotnych, przerażonych, nieprzystosowanych do koegzystowania
w społeczeństwie, z różnych powodów. Mieszkających tak jak Lou w małym mieszkanku,
podlewających codziennie tego samego kwiatka i wpatrujących się w ekran telewizora
lub komputera. Bez pracy, perspektyw, odpowiedniego spojrzenia. Mam wrażenie, że wielu. To jeden ważny wątek, który porusza ten film, drugim jest
nadużywanie czwartej władzy przez media. Film "Wolny strzelec" pokazuje jakie newsy potrzebuje dzisiaj telewizja - krwawe! Co więcej, ludzie już nie pytają, dlaczego i po co?, tylko za ile? Krwawiąca matka z dzieckiem? Proszę bardzo.
Umierający mężczyzna? Sam czy z matką? Tak wygląda z perspektywy tego filmu
dzisiejsze dziennikarstwo newsowe. News jest najlepszy wtedy, gdy prawie umiera
na nim człowiek. A co robi wtedy dziennikarz zamiast pomóc? Kręci ten materiał.
I nikt nie dzwoni po pogotowie.
"Wolny strzelec" to wciągające i trzymające w napięciu kino. Brutalnie pokazuje, na co jest popyt w dzisiejszym dziennikarstwie. Świetne kino, jeszcze lepsze aktorstwo, dobry warsztat – montaż, muzyka, reżyseria, operatorka! Niebezpiecznie wciągające! I mimo, że trudno polubić Lou, to mnie magnetyzował, ma w sobie jakiś urok, więc uważajcie!
Wolny strzelec
Reżyseria: Dan Gilroy
Występują: Jake Gyllenhaal, Rene Russo
MONOLITH FILMS
1'57''
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz