poniedziałek, 8 grudnia 2014

Bill Murray - jeden z wielu powodów, by pójść do kina na film "St. Vincent"


Niespecjalnie przypadł mi do gustu polski tytuł tego filmu, dlatego będę używała oryginalnego. Uważam, że lepiej oddaje on to, co autor miał na myśli (a chodzi o tytuł świętego, którym nasz bohater w dość magicznych okolicznościach zostaje uhonorowany). W chwili, gdy poznajemy Vincenta nie jest on żadnych świętym. Nie jest nawet fajnym kolesiem. Nie jest sympatycznym sąsiadem. Jest opryskliwym, narzekającym facetem w średnim wieku, któremu wiele w życiu nie wyszło. Pije, pali, bzyka prostytutkę w ciąży i ma wszystko gdzieś, a przynajmniej takie sprawia pierwsze wrażenie. Z każdą chwilą, gdy poznajemy go bliżej, zaczynamy go tolerować, a nawet rozumieć, ale żeby polubić, musimy obejrzeć cały film – nie jest to łatwe, ale sprawi Wam niebiańską przyjemność, bo w głównej roli wystąpił uroczy jak zawsze i mistrzowski w sztuce odgrywania roli – Pan Bill Murray! Dla mnie razem z Morganem Freemanem mogliby czytać rozkłady jazdy polskich autobusów i wpatrywałabym się w nich jak urzeczona, co więcej nazwałabym to sztuką. Murray po raz kolejny przechodzi sam siebie, a jego bohater dość przypadkowo zostaje babbysitterem pewnego chłopca z sąsiedniego domu. Jego matka pracuje całymi dniami, więc młody nie ma z kim odrabiać lekcji i jeść niezdrowych rzeczy. Niekochający życia sąsiad wydaje się idealną opiekunką. Zaskakująco tych dwoje przypadnie sobie do gustu i razem odkryją stary dobrze znany kawałek świata na nowo. I będzie śmiech. I będą łzy. I będzie zabawnie, ale też momentami złośliwie. Wzruszycie się i przeklniecie, bo taki właśnie jest ten film – wzruszający, mądry jak diabli i prawdziwy. Jak się domyślacie zarówno starszy, jak i młodszy dzięki temu drugiemu coś zrozumie, czegoś nowego doświadczy albo przypomni sobie jak to jest znowu to coś poczuć. Wiem, że piszę bardzo enigmatycznie, ale chciałabym, żebyście poszli na ten film do kina i żebyście sami doznali tych wszystkich emocji i tych wzruszeń. Uwielbiam takie z pozoru proste historie, po obejrzeniu których siedzę jeszcze długo po napisach końcowych w fotelu kinowym i płaczę lub się śmieję i jeszcze długo pamiętam te historie, tych bohaterów lub piosenki, które nucili. Piękny film i moje objawienie ostatnio. Polecam z całego serca.


Mów mi Vincent
Reżyseria: Theodore Melfi
Występują: Bill Murray, Naomi Watts, Melissa McCarthy
FORUM FILM POLAND
1'43''

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz