poniedziałek, 23 marca 2015

Chappie i Ex Machina - nasza przyszłość?


Temat postępu w robotyce, stworzenia pierwszej sztucznej inteligencji, związanych z tym wątpliwości etycznych (i nie tylko) intrygował filmowców już od jakiegoś czasu, ale ostatnio jest tego jakoś więcej - "Ona", "Transcendencja", "Interstellar", "Pacific Rim". Czyżby ludzie czuli oddech maszyny na swoich karkach? Może przełom jest tak blisko, że nim się obejrzymy, a sceny z filmów "Chappie" czy "Ex Machina" staną się naszą teraźniejszością...

W tym momencie mówię jeszcze: oby NIE i oby nie za szybko! Filmy, które ostatnio obejrzałam uświadczyły mnie w przekonaniu, że jeszcze nie jesteśmy gotowi na właściwy i budujący dialog z maszyną, spotkanie z taką przyszłością, gdzie roboty w ilościach masowych zastępują nas, np w policji czy straży. Wciąż za dużo jest w nas z człowieka pierwotnego i może nigdy nie będzie tego mniej.


Pamiętacie robota "Wall-E"? Sympatycznego sprzątającego planetę Ziemię, który zakochuje się w nowoczesnej maszynie "Eva". Coś z niego ma "Chappie" - bohater filmu Neilla Blompkampa. Reżyser "9 dystryktu" tym razem pokazuje nam świat, w którym roboty na ulicach to codzienność, a ludzie prześcigają się w wymyślaniu coraz bardziej zaawansowanych urządzeń - wszyscy biorą udział w wyścigu zbrojeń maszyn, ale jeden młody naukowiec marzy, by stworzyć maszynę, która czuje.

Program jest gotowy, wystarczy tylko załadować i budzi się Chappie - pierwszy robot, który czuje i rozumie. Na początku jest jak małe dziecko - przestraszony, nieufny, ale szybko się uczy i chłonie otoczenie, język, zachowania, zwyczaje. Niestety przez przypadek trafia w ręce szajki drobnych przestępców, a co za tym idzie właśnie taki świat i jego zwyczaje zostaje mu zaprogramowany. Na szczęście wcześniej kilka ważnych rzeczy przekazuje mu jego twórca.

Chappie to coś więcej niż robot, a więc patrzy, ciągle się uczy i nie rozumie, dlaczego ludzie kłamią, oszukują, wykorzystują i zabijają. Jest w tym filmie mocna scena, która mnie bardzo poruszyła: Chappie zostaje wyrzucony z auta na ulicę, gdzie spotyka dzieciaki z blokowisk, nic im nie robi, a one bez powodu zaczynają rzucać w niego czym popadnie, bić, kopać... przerażająca scena i jednocześnie wzruszająca. Nie ma w nas empatii, a przy tym wciąż boimy się tego co inne, niezrozumiałe, obce. Jak mamy zaakceptować maszynę, skoro między ludźmi wciąż jest niezrozumienie dla inności (wyglądu, poglądów, sposobu życia - wciąż jeszcze nad tym pracujemy niestety).

Chappie sobie radzi i poradzi, ale nie będzie mu wcale łatwo wśród ludzi, bo wyścig zbrojeń trwa, a ktoś ma po prostu większego robota, który fajnie by było przetestować (potrzeba władzy i megalomania wciąż w niektórych z nas siedzi).

Film Blomkampa to w sumie bardzo ciekawa, trzymająca w napięciu i wzruszająca historia o tym, jak pierwsza sztuczna inteligencja trafia w ludzki świat i próbuje go rozumieć. Technicznie wszystko zostało zrobione na najwyższym poziomie: zdjęcia robią wrażenie, muzyka Zimmera ma swoją siłę, gdzieś po drodze dostajemy dobre aktorstwo i zabawne scenki. A jednak... po wyjściu z kina stwierdziłam, że niestety nie było to nic oryginalnego, a wręcz było to trochę banalne. Wydaje mi się, że jest to najbardziej komercyjny i najbardziej pod publiczkę zrobiony film Blomkampa. Słodki i rozczulający główny bohater. Zupełnie niepotrzebny patetyczny koniec i popisywanie się efektownymi zdjęciami plus zakończenie scenariuszowe wbrew wszelkim regułom, które znam. Ale może się czepiam rozsądku, bo moje serce pokochało Chappiego, tak samo jak kiedyś Wall'ego i bardzo mocno wzruszył mnie ten film...


Chappie
Reżyseria: Neill Blomkamp
Występują: Sharlto Copley, Sigourney Weaver, Hugh Jackman
UIP
2'



Film Alexa Garlanda pozwolił mi trochę inaczej spojrzeć na temat sztucznej inteligencji - ostrożniej, bez zachwytu.

W filmie "Ex Machina" trafiamy od samego początku do prywatnego domu naukowca (piękne otoczenie przyrody, piękny dom, a w środku eksperymenty również piękne?), który stworzył sztuczną inteligencję i chce ją przetestować. Ją, bo to ona - Ava (jej mózg, co jest bardzo ciekawe, działa na zasadzie przeglądarki internetowej, wyszukuje odpowiedzi na dane pytanie, zdarzenie, zachowanie). Testować ją będzie młody chłopak o imieniu Caleb z firmy komputerowej, który rzekomo wygrywa tę możliwość w konkursie i jest bardzo podekscytowany spotkaniem z naukowcem i komputerem. Zaczynają się sesje, rozmowy Caleba z Ava. Caleb jest ostrożny, Ava trochę z nim flirtuje. Po sesjach Caleb rozmawia o wielu rzeczach z naukowcem, który trochę zbyt często pije i jest lekko dziwny. Atmosfera przypomina książki Lema i film "Solaris". Pusto, cicho, a naokoło ciężka atmosfera, której towarzyszą niezrozumiałe kłopoty z prądem. Caleb trochę za bardzo zaczyna lubić Avę. Ava zaczyna zadawać osobiste pytania. Zaczyna się robić ciekawie i niebezpiecznie. Reszty Wam nie zdradzę, ale przez cały seans tego filmu towarzyszyło mi nieprzyjemne uczucie zagrożenia.

"Ex Machina" to na pewno piękne zdjęcia, niezwykły, przerażający klimat i niepokojący przekaz. Dla mnie ten film to przyjemna, piękna pod względem wizji etiuda na temat człowieka i maszyny, tego niezwykłego połączenia i tego co ze sobą niesie - różnic i podobieństw, zagrożeń i udogodnień, a pokazanie tego w przestrzeni zupełnie zamkniętego przez komputery domu, który jest otoczony przez dziką, nieposkromioną przyrodę było może nie nowym zabiegiem, ale na mnie zadziałało.

Bo maszyna może dać nam nieśmiertelność i rozwój, ale czy da się podporządkować naszym zachciankom i dążeniom?! W końcu sztuczna inteligencja to jednak inteligencja, która sama myśli, czuje, ma własne marzenia.

"Ex Machina" mnie trochę przestraszyła, ale nie inności robotów, a raczej konsekwencji złego dialogu między robotami a ludźmi i tego, że ludzie mają słabości, a maszyny nie. Człowieka można skrzywdzić cieleśnie i duchowo, robota nie - przewaga jest nad wyraz przytłaczająca.


Ex Machina
Reżyseria: Alex Garland
Występują: Alicia Vikander, Domhnall Gleeson, Oscar Isaac
UIP
1'48''

PS Podobno stworzenie sztucznej inteligencji to nie całkiem kwestia czasu, a raczej sprzętu - potrzebny jest komputer lepszy od najlepszych, które teraz są na rynku.

środa, 4 marca 2015

Duch Kieślowskiego w ciele Szumowskiej


Szumowska zrobiła kilka filmów - żaden do mnie specjalnie nie przemówił. Ostatnio trochę większą sympatią zapałałam do niej po filmie "W imię...", gdzie pokazywała mocno, ale z pewną dozą delikatności księdza ze skłonnościami w ciele Andrzeja Chyry.

A teraz Małgośka, jak lubi, żeby ją nazywać, trafia po raz pierwszy w moje filmowe serce i pokazuje nam historię prokuratora, jego córki i pewnej pani doktor, a wszystko dzieje się wśród bloczków rodem z "Dekalogu" Kieślowskiego. Symbolika w "Body/ciało" też przywołuje ducha autora "Trzech kolorów". Może dlatego, tak polubiłam ten film?

Zaczyna się spokojnie, a nawet zabawnie - zmartwychwstaniem, ale chwilę potem wiemy już, o co rozgrywa się gra i jaka jest stawka. Życie i śmierć, dusza i ciało - ten dualizm przewija się w tym filmie, prawie każda ze scen się do niego odwołuje. Grube ciało, chude ciało. Zdrowe jedzenie. Tłuste jedzenie. Palenie. Pieprzenie. Niepalenie i nieużywanie pieprzu.

Ale jest też pani doktor (cudowna, nieprzeszarżowana, a bardzo zabawna rola Mai Ostaszewskiej), która podobno rozmawia ze zmarłymi, prawda to czy złudzenie?

Prokurator, zagrany świetnie przez Janusza Gajosa, nie wierzy w duchy, nieczuły na zetknięcie ze śmiercią musi uporać się ze stratą żony i powolną utratą córki, która zamyka się w sobie. Pewnej nocy, po znalezieniu córki w łazience, ojciec postanawia zwrócić się o pomoc do specjalistów.

Tam poznaje panią doktor, która jest inna niż wszyscy. Ten trójkąt nie spotka się bez przyczyny.

"Body/ciało" to pełna emocji opowieść o próbie uporania się ze stratą i próbie nie utracenia bliskiej osoby. Temat, owszem, jest mocny, ale to całkiem inny sposób opowiadania Szumowskiej niż to pokazywała do tej pory. Jest w tym jakaś delikatność, przyjemność. Cała otoczka, zdjęcia, sposób pokazywania sprawiają, że nie czujemy aż tak ciężkości tego dramatu, bo dostajemy zabawne zestawienia (np. z newsami z TV), natrafiamy na przyjemne kontrasty (np. piosenka "Bikini" i pewne kobiece bikini) i po prostu się uśmiechamy - mimo wszystko. A moja ulubiona, ostatnia scena jeszcze długo zostanie mi w pamięci i w moim sercu - piękne!

Może nie jest to film wybitny, ale polubiłam go bardzo i bardzo chętnie obejrzę go jeszcze kilka razy. Brawo za reżyserię, nagrodzoną zresztą na festiwalu w Berlinie - słusznie! Brawa za wskrzeszenie na chwilę Krzysztofa Kieślowskiego - to tak dla mnie prywatnie. A reszta to po prostu dobry kawał obyczajowego kina. Zapraszam do kina.

PS I uprzedzę, wcale nie chodzi w tym filmie o duchy, irracjonalne przesądy, itp. A o co? To odkryjcie sami w kinie...

Body/ciało
Reżyseria: Małgorzata Szumowska
Występują: Janusz Gajos, Justyna Suwała, Maja Ostaszewska
KINO ŚWIAT
1'30''

poniedziałek, 2 marca 2015

Uwielbiam Marjane Satrapi – za to, że ma w sobie tyle dystansu, humoru i różu!


Nie mogłam przewidzieć, czym będzie ten film. I bardzo się z tego powodu cieszę. „Głosy” bowiem to dość nietypowa opowieść o życiu normalnego mężczyzny. Wróć! – Jerry wcale nie jest normalny. Jerry ma problem. Jerry słyszy głosy – swojego psa i kota. Skądinąd urocze to głosy, bo do bólu ironiczne, ale jednak Jerry ma problem, zwłaszcza od czasu, gdy nie bierze lekarstw.

I pewnie wszystko byłoby dobrze, gdyby nie miłość. Jerry zakochuje się w koleżance z pracy, ona nie odwzajemnia jego uczucia, ale zgadza się na randkę, a potem dzieje się coś w lesie i pojawia się trup – bardzo ładny trup i co dalej? Dalej jest tylko lepiej. Świat wokół jest pięknie dopasowany do wizji w głowie Jerry’ego. Trup nie śmierdzi, a ładnie wygląda. Mieszkanie chociaż brudne, lśni czystością – to akurat przydałoby mi się na osobisty użytek!

Już pierwszy minuty filmu sprawiły, że polubiłam jego klimat i formę. Głównego bohatera poznajemy, gdy pracuje przy pakowaniu czegoś bardzo różowego, pląsając wokół w różowym kostiumiku – a gra go Ryan Reynolds! Uwielbiam tę scenę. W ogóle w filmie „Głosy” bardzo dba się o stronę wizualną, kadry są wystudiowane i bardzo dopracowane, co sprawia, że ten film jest ładny, a nawet momentami piękny.

Gra z konwencją komedii romantycznej i dystans do bohaterów, to główne zalety tego filmu. Jest jeszcze jedna – ten obraz ma w sobie luz, może to zasługa dużej ilości różowego?

„Głosy” to przede wszystkim świetny scenariusz, bardzo dobre aktorstwo (brawo Reynolds ze smutną minką) plus reżyseria. Satrapi musiała dobrze wiedzieć, czego chce i to się udało.


Bardzo podobał mi się ten film, bo jest nietypowy i łamie wszelkie możliwe tabu, stereotypy, ma gdzieś kalki i to, co było – od dzisiaj jest nowe, właśnie takie jak w filmie „Głosy”. Pytanie, czy każdy z Was będzie w stanie przyjąć takie NOWE? Starsze panie na pokazie prasowym bardzo przebierały nogami i wręcz pokrzykiwały ze zdziwienia!!

Głosy
Reżyseria: Marjane Satrapi
Występują: Ryan Reynoldsa, pies i kot, i inni.
M2 FILMS
107 min,