ANIA: Kocham Państwo Stuhrów
miłością wielką i dozgonną, ale do ich najnowszego filmu niestety nie zapałałam
uczuciem.
Historia Jana Bratka, everymana, który ma szczęście, a raczej przekleństwo żyć w kraju nad Wisłą nie chwyciła mnie za serce. Główny bohater czego się nie dotknie, gdzie nie pójdzie, to coś spadnie, coś się urwie, albo zbije. Gdzie się nie pojawia Bratek, tam dzieje się coś przełomowego dla Polski, a dla niego samego początkującego ciąg dziwnych, nieprzyjemnych zdarzeń. A to kobieta okazuje się być nie tym, za kogo się podawała. A to zamach na niego ktoś przypadkiem przeprowadzi. A to zapuka do nieodpowiedniego sąsiada. I tak się ciągnie nieprzerwany ciąg niefortunnych zdarzeń Jana Bratka, a w tle Polska właśnie nasza… znowu upodlona i jak ten piesek do bicia.
„Obywatel” to poprawne kino, w które wkrada się niestety momentami chaos scenariuszowy, co kilka razy sprawiło, że czułam się zagubiona w całej historii. Mam wrażenie nawet, że sam bohater czuł podobnie jak ja. Skoki czasowe i nagromadzenie zdarzeń (często absurdalnych) utrudniało mi odbiór tego filmu.
Stuhr bierze w duży nawias ironii i satyry nasze narodowe wady i je punktuje bezlitośnie. Dostaje się każdemu: katolikom i kościołowi, telewizji i chórom, władzy i ludziom w ogóle. Przeglądać się możemy w tym obrazie jak w zwierciadełku. I nie pytajcie o to, kto jest najpiękniejszy w świecie, bo na pewno nie my Polacy.
„Obywatel” z twarzą zmartwionego Jerzego Stuhra i młodego Maćka przeprowadzi Was przez ważne wydarzenia z minionej historii Polski (wybór papieża Polaka, wprowadzenie stanu wojennego, itp.) i przypomni kilka spraw, pewien ustrój i to, kim był mleczarz. Wszystko to niby bawi, ale jest to taki śmiech przez łzy, bo „Obywatel” jest smutny, a Polska w nim to kraj, w którym nie warto nic i z nikim, bo i tak nie wyjdzie. A ja mam już dość kopania leżącego i tak mamy w sobie zbyt wiele kompleksów, teraz potrzebujemy czegoś co nas podniesie – patrz film „Bogowie”.
Konwencja, którą przyjął Stuhr, by opowiedzieć o życiu Bratka przypominała tę z „Zezowatego szczęścia” Andrzeja Munka. W tej ścisłej konwencji obraz powinien się bronić, ale według mnie za dużo grzybów w tym polskim barszczu. Za dużo wrzucono na barki biednego Bratka i nie podołał (i nie mam na myśli kreacji aktorskiej Jerzego Stuhra, bardziej chodzi mi o samą postać i jej miejsce w tej historii). Miałam trochę poczucie, że dużo ważnych rzeczy tylko mignęło mi na ekranie, a na żadnej nie skupiono się dostatecznie.
Bardzo chciałam, żeby ten obraz mi się podobał, ale po seansie wyszłam z kina bardzo zmieszana i do dzisiaj mnie trzyma. Nie polubiłam tego „Obywatela”, ale rozumiem przekaz i doceniam film pod względem warsztatu (reżyseria, aktorstwo, montaż, muzyka). Co więcej, wydaje mi się, że dla pokolenia moich rodziców, tudzież dziadków, może być to film ważny. Może po prostu nie jestem już grupą docelową filmów pana Stuhra?
Oczekiwałam czegoś innego, a „Obywatel” to dziwna słodko-gorzka historia Polski z bohaterem wszystkich – Polakiem nieudacznikiem. Idealne na komedię?, a ja nie śmiałam się często, prawie wcale.
Historia Jana Bratka, everymana, który ma szczęście, a raczej przekleństwo żyć w kraju nad Wisłą nie chwyciła mnie za serce. Główny bohater czego się nie dotknie, gdzie nie pójdzie, to coś spadnie, coś się urwie, albo zbije. Gdzie się nie pojawia Bratek, tam dzieje się coś przełomowego dla Polski, a dla niego samego początkującego ciąg dziwnych, nieprzyjemnych zdarzeń. A to kobieta okazuje się być nie tym, za kogo się podawała. A to zamach na niego ktoś przypadkiem przeprowadzi. A to zapuka do nieodpowiedniego sąsiada. I tak się ciągnie nieprzerwany ciąg niefortunnych zdarzeń Jana Bratka, a w tle Polska właśnie nasza… znowu upodlona i jak ten piesek do bicia.
„Obywatel” to poprawne kino, w które wkrada się niestety momentami chaos scenariuszowy, co kilka razy sprawiło, że czułam się zagubiona w całej historii. Mam wrażenie nawet, że sam bohater czuł podobnie jak ja. Skoki czasowe i nagromadzenie zdarzeń (często absurdalnych) utrudniało mi odbiór tego filmu.
Stuhr bierze w duży nawias ironii i satyry nasze narodowe wady i je punktuje bezlitośnie. Dostaje się każdemu: katolikom i kościołowi, telewizji i chórom, władzy i ludziom w ogóle. Przeglądać się możemy w tym obrazie jak w zwierciadełku. I nie pytajcie o to, kto jest najpiękniejszy w świecie, bo na pewno nie my Polacy.
„Obywatel” z twarzą zmartwionego Jerzego Stuhra i młodego Maćka przeprowadzi Was przez ważne wydarzenia z minionej historii Polski (wybór papieża Polaka, wprowadzenie stanu wojennego, itp.) i przypomni kilka spraw, pewien ustrój i to, kim był mleczarz. Wszystko to niby bawi, ale jest to taki śmiech przez łzy, bo „Obywatel” jest smutny, a Polska w nim to kraj, w którym nie warto nic i z nikim, bo i tak nie wyjdzie. A ja mam już dość kopania leżącego i tak mamy w sobie zbyt wiele kompleksów, teraz potrzebujemy czegoś co nas podniesie – patrz film „Bogowie”.
Konwencja, którą przyjął Stuhr, by opowiedzieć o życiu Bratka przypominała tę z „Zezowatego szczęścia” Andrzeja Munka. W tej ścisłej konwencji obraz powinien się bronić, ale według mnie za dużo grzybów w tym polskim barszczu. Za dużo wrzucono na barki biednego Bratka i nie podołał (i nie mam na myśli kreacji aktorskiej Jerzego Stuhra, bardziej chodzi mi o samą postać i jej miejsce w tej historii). Miałam trochę poczucie, że dużo ważnych rzeczy tylko mignęło mi na ekranie, a na żadnej nie skupiono się dostatecznie.
Bardzo chciałam, żeby ten obraz mi się podobał, ale po seansie wyszłam z kina bardzo zmieszana i do dzisiaj mnie trzyma. Nie polubiłam tego „Obywatela”, ale rozumiem przekaz i doceniam film pod względem warsztatu (reżyseria, aktorstwo, montaż, muzyka). Co więcej, wydaje mi się, że dla pokolenia moich rodziców, tudzież dziadków, może być to film ważny. Może po prostu nie jestem już grupą docelową filmów pana Stuhra?
Oczekiwałam czegoś innego, a „Obywatel” to dziwna słodko-gorzka historia Polski z bohaterem wszystkich – Polakiem nieudacznikiem. Idealne na komedię?, a ja nie śmiałam się często, prawie wcale.
Obywatel
Reżyseria: Jerzy Stuhr
Występują: Jerzy Stuhr, Maciej Stuhr, Sonia Bohosiewicz
Vue Movie Distribution
1'48''
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz