piątek, 23 stycznia 2015

Na krawędzi. Dzikie historie


W filmie ważna jest historia, ale tak naprawdę to chyba jednak ważniejsza jest identyfikacja z bohaterem. Wiele marnych historii przetrwało w moim sercu miliardy lat dzięki odnalezieniu alter ego w postaci. Na przykład w Carrie Bradshaw z Seksu w Wielkim Mieście. Ale kiedy spotykamy film, który ma nie tylko świetną historię (a nawet historie) ale i bohaterów, których odnajdujemy w sobie właściwie każdego dnia, to już musi być doskonałość. Takie są „Dzikie historie”  Argentyńczyka Damiána Szifróna.


Najprościej będzie powiedzieć, że to film o ludziach, którym puszczają nerwy. Oooo, już czuję to rosnące napięcie. Najpierw przełykasz ślinę. Potem drugi raz. I trzeci. Kiedy zaczyna brakować śliny, a w głowie nie ma już myśli, tylko wielki kołtun agresji.... Film składa się z kilku historii nie powiązanych fabularnie ze sobą. Ale zacznijmy od początku. Bo jest genialny, absolutnie doskonały, jest kwintesencją tego filmu, którą reżyser zaczyna swoją historię, i o  której przypominamy sobie właściwie na końcu. Bo na początku niewiele rozumiemy. Ok. Więc mamy samolot. A w nim pasażerów. Między innymi piękną modelkę i nauczyciela muzyki, właściciela firmy, studenta. Wszyscy oni zrobili w życiu coś naprawdę złego. Okrutnego. Wkurwili.

Potem lecimy (nomen omen) dalej. Jest kara wymierzona pewnemu bandycie, który zaszedł za skórę biednej dziewczynie. Jest absolutnie genialna opowieść o Panu Bombce, którego wkurwił niesprawiedliwie wlepiony mandat, są wkurwiający się nawzajem kierowcy na pustej drodze, wkurwiony miliarder i jeszcze bardziej rozzłoszczony tłum. Powoli zbliżamy się do finału, ale zanim on nastąpi, musimy przejść katharsis. Otóż, mówi reżyser, nie wierzę że wszystko da się załatwić polubownie. Właściwie, każdy kto przeżył permanentny wkurw, wie, jak ciężko powstrzymać się przed agresją. I właśnie ona zwykle daje największą ulgę... Wiecie o czym piszę?

Halo! Ile razy można zbierać śmieci rzucone tuż obok kubełka na śmieci? Ile razy można znieść upokarzające uwagi dotyczące twojej wagi? Ile można tolerować nietrafione prezenty, mimo że co roku powtarza się to samo: nie chcę skarpet!!! Agresja siedzi gdzieś w środku i rośnie, rośnie, rośnie i rośnie. Czasami kiełkuje kilka dni, czasami lata. Aż w końcu... No właśnie. Musi wybuchnąć. Znacie tę zwykle chwilową lekkość? To chwile po huraganie ale jeszcze przed jego konsekwencjami.  

Moja ulubiona historia to ostatnia. Ślubna. O, jakże świetnie bawiłam się na tym weselu. Choć historia panny młodej nie jest moją historią, to tak silnie się z nią utożsamiłam, że gdy ona rozpuściła swoje włosy, ja rozpuściłam swoje – w kinie! Tak zupełnie bezwiednie:)

Nie chcę szukać w tym filmie żadnego krzywego zwierciadła. Trzeciego, czwartego dna. Nie. Biorę ten obraz na surowo i zjadam oblizując usta ze smakiem. A po brodzie cieknie krew tych, którzy zaleźli za skórę... :)))))

„Dzikie historie” to doskonały kontrkandydat „Idy” do Oscara. Jako Polka trzymam kciuki za „Idę”. Jako miłośniczka kina – zdecydowanie za „Dzikie historie”.


Ewa:)

czwartek, 22 stycznia 2015

Kinowy Express, czyli na co aktualnie warto pójść do kina, a na co nie… ?!


W kinach ostatnio wysyp nowości (to w związku z Oscarami tak szaleją dystrybutorzy i producenci), więc postanowiłyśmy dać Wam krótki, konkretny i bardzo obiektywny… tfu… subiektywny ogląd tego, co w kinach. Same miałybyśmy problem, jak z tego worka bez dnia wybrać coś wartościowego. Od tego macie nas, my Wam chętnie podpowiemy ;)



Na co absolutnie NIE

Nie idziemy na film Wkręceni 2. Czy musimy pisać dlaczego? Chyba nie. Mało inteligentnie. Przewidywalnie. Bez polotu. Schemat pogania schemat, czyli jak zwykle w polskim kinie. Plusy są dwa: Anna Mucha i Paweł Domagała. Ale to i tak za mało, by wydać na to Waszą kasę. Nie warto!

Niedługo do kin wejdzie film „Serena”. Nie dajcie się zwieść oscarowym gwiazdkom. Reżyserka z Oscarem plus Jennifer Lawrence i Bradley Cooper. Nuda, nuda, nuda w stylu "Wzgórza nadziei". Strata Waszego czasu.

„Foxcatcher”. Wzięte z życia. Historia medalisty w zapasach, którego kupuje niejako "na własność" pewien milioner. Czego chce w zamian? Niestety zbyt zimna opowieść, żeby mogła wzruszyć. Zmarnowany potencjał, chociaż aktorstwo wybitne. Nie lubimy tego filmu.



Na co można, ale nie trzeba

Niezłomny. Troszkę zbyt poprawna historia żołnierza, który przechodzi piekło, trafiając najpierw na środek oceanu, a potem do niewoli. Bardzo przyzwoite kino, ale nie ma w sobie tego czegoś, czego szukamy w kinie. Można obejrzeć, ale nie poruszy Waszego świata.


Hiszpanka. Wizjonerskie dzieło Łukasza Barczyka. Lubicie jego filmy? Jeśli tak, ten film będzie dla Was. Jeśli nie, nawet nie próbujcie.


Bezwstydny Mortdecai. Humor w stylu „Austin Powers”. Nie w naszym, ale rozumiemy, że istnieje popyt na tego typu rozrywkę. Dla nas strata czasu, mimo obecności Johnny'ego Deppa, którego kochamy.


Carte Blanche. Ciekawa, chociaż trochę zbyt powierzchowna historia tracącego wzrok nauczyciela. Świetny Andrzej Chyra, ładne zdjęcia i przyjemny, pozytywny przekaz – zabrakło bardzo niewiele, by to się udało. To przyzwoite kino, które mimo wszystko polecamy.


Gra tajemnic. Bardzo przyzwoite kino - dobrze odrobione zadanie z historii. Godna rola Benedicta, ale poza tym bardzo przeciętnie. To nasz zarzut. Tak bardzo po angielsku i z dystansem - nie zapamiętamy tego obrazu na dłużej.


Uprowadzona 3. Dla fanów bądź fanek Neesona. Nic nowego. Wciąż ta sama zabawa w kotka i myszkę. Nas to wciąż bawi.

(Tutaj za zwiastun niech posłuży Wasza wyobraźnia!)

Exodus. Bogowie i królowie. Kino epickie. Prawdziwsze od „Hobbita”. Dla chłopców, którzy lubią „Grę o tron” i dla fanek tejże.




Absolutnie TAK

Whiplash. Genialne. Inteligentne. Nieprzewidywalne kino. Uwielbiamy ten spektakl na dwóch aktorów. Majstersztyk reżyserii, aktorstwa, scenariusza, zdjęć, montażu, muzyki. Wszystko w tym filmie klei się, gra i buczy i co tylko sobie zamarzycie. Po prostu musicie ten film zobaczyć!!!



Dzikie historie – te tłumy na salach kinowych mówią wszystko. Po prostu to zobaczcie!


ANIA: Birdman. To jeden z najlepszych filmów, jakie widziałam ostatnio. Niesamowite zdjęcia (większość scen zagrana w jednym ujęciu), aktorstwo i sama historia. Piękny, ale prawdziwy i dosadny obraz dzisiejszego świata artystów, dziennikarzy, ludzi (a także krytyków filmowych i teatralnych). To obraz właściwie o wszystkim. O czasie, który mija i przemija. O sławie, która odchodzi. O świecie, który się zmienia. O ludziach, którzy są niedzisiejsi. O pogoni za zaznaczeniem swojego śladu tutaj, jeszcze na chwilę przed odejściem. A w końcu o samym znaczeniu i o sensie życia, naszej pracy tutaj, sensie posiadania rodziny, przyjaciół... Bardzo wiele wyniosłam z tego filmu. "Birdman" należy do tych obrazów, które są zawieszone delikatnie nad ziemią, bo mają w sobie magię. To coś, czego od kilkudziesięciu lat za każdym razem szukam w kinie - czasami mi się udaje znaleźć. To film magiczny, a jednocześnie bardzo realistyczny i dzisiejszy. Odleciałam z Birdmenem.



Ziarno prawdy. Naprawdę bardzo dobra adaptacja kryminału Zygmunta Miłoszewskiego z dobrą rolą Roberta Więckiewicza. Zabawnie jest. Z dystansem jest. Straszno momentami też jest. Zabawa jest przednia, a teksty prosto z książki, czyli takie jak wielbiciele tej prozy lubią - dosadne i inteligentne. Ziarno prawdy to kryminał, który naprawdę Was wciągnie.


Do zobaczenia w kinie!
My

środa, 14 stycznia 2015

Kryminalne zagadki Szackiego


Muszę przyznać, że z niecierpliwością czekałam na drugi film Borysa Lankosza. „Rewers” mnie przyjemnie zmroził, a że uwielbiam kryminały, więc połączenie Lankosza z Miłoszewskim wydawało mi się spełnieniem marzeń! Ale jak to bywa z marzeniami, czasami lepiej, by zostały tylko marzeniami. Na szczęście nie w tym wypadku!

Od razu się przyznam, że „Ziarno prawdy” to jedyna książka Miłoszewskiego, której jeszcze nie przeczytałam i chyba dobrze zrobiłam. Na pokaz prasowy poszłam więc wolna od kontekstu literackiego tylko z pewnym wyobrażeniem klimatu słów prozy Miłoszewskiego i z głową pełną popapranego Teodora Szackiego (oj siedzi mi w głowie z „Uwikłania” i ostatniego „Gniewu”).

I?

I od pierwszych minut zakochałam się w brutalnym, butnym i aroganckim Szackim w ciele Roberta Więckiewicza. Według mnie obsadzenie właśnie jego w tej roli było najlepszym wyborem! Nie zawsze postać stworzona na papierze dobrze wygląda w realu, ale Więckiewicz dorzucił wiele od siebie i stworzył swoją wersję Szackiego. Wypluwał z siebie na swój sposób teksty, które znamy z książki i to pasowało. Odnalazł się w roli prokuratora, a określenia seksista i cham jakoś od razu przypasowały zwłaszcza na tle toksycznej relacji Szackiego z młodą lokalną dziewczyną (w tej roli Aleksandra Hamkało). Do tego trzeba dodać, że Szacki vel Więckiewicz jest cholernie zabawny. Cały film zresztą jest zrobiony z lekkim przymrużeniem oka i dystansem do postaci i tego o czym opowiada, co pozwala nam momentami zaśmiać się naprawdę głośno.


Muszę przyznać, że od pierwszego trupa i spotkania z Szackim historia z Sandomierza (zabrzmi to może upiornie) złapała mnie za rękę i nie chciała puścić. Lankosz prowadził mnie cały czas lekko strasząc. Mroczny klimat prosto z książki unosi się nad całym filmem. Fabuła rozwija się powoli, całkiem przyjemnie wciągając nas w kolejne zakręty historii rytualnego mordu. A przynajmniej wszystko wskazuje na to, że był rytualny. Pierwszą ofiarą jest bowiem kobieta, która została zamordowana według rytuału ortodoksyjnych Żydów. Duchy przeszłości wracają do Sandomierza, bo to właśnie tam w XIII wieku osiedlili się Żydzi. Nad miasteczkiem unosi się mara polsko-żydowskich relacji. A jak to mówią kilkakrotnie bohaterowie filmu: w każdej legendzie jest ziarno prawdy. Małe miasto, tamtejsi ludzie i wielkomiejski prokurator – to musi bawić albo starszyć, w tym wypadku mamy jedno i drugie.

Naprawdę wiele jest scen w tym filmie, które mi się podobały (plus rola Jerzego Treli). Było też kilka niedociągnięć (może choćby skróty względem książki; wiem z opinii innych) czy małe niedociągnięcia w scenariuszu, albo niewyraźna Magdalena Walach (w roli koleżanki po fachu Szackiego), ale „Ziarno prawdy” to porządnie zrobiony film. Nie można go wychwalać pod niebiosa, ale można się na niego wybrać do kina i nie będzie to czas stracony. Film Lankosza (drugi) to rozrywka i kino środka, jakiego potrzebujemy. Ja potrzebuję, bo bawiłam się na tych kryminalnych zagadkach Szackiego naprawdę dobrze.

„Ziarno prawdy” to prawdziwy kryminał z jajem i dobra ekranizacja powieści Miłoszewskiego, który zresztą był współautorem scenariusza. Wczoraj odebrał Paszport Polityki i popełnił podobno jakieś niefortunne słowa, o których mówi dzisiaj cała Polska. Może czasami lepiej pisać, niż mówić... "milczenie bywa złotem" tak samo jak w każdej legendzie ukrywa się "Ziarno prawdo".

PS Zwróćcie uwagę na muzykę w tym filmie (mój ulubiony Abel), zdjęcia i czołówkę (grafika przykuwa uwagę).


Ziarno prawdy
Reżyseria: Borys Lankosz
Występują: Robert Więckiewicz, Jerzy Trela, Magdalena Walach, Krzysztof Pieczyński
Muzyka: Abel Korzeniowski!
110''

niedziela, 11 stycznia 2015

2014 - najlepsi wg najbardziej obiektywnej dwójki recenzentek filmowych! A co!



ANIA: Dla mnie numerem jeden mijającego roku będzie polski film, a co! Film „Bogowie”. Świetny portret minionej epoki i sylwetki niezwykłego człowieka – Zbigniewa Religii. Genialna rola Tomasza Kota i aktorów drugoplanowych, świetne zdjęcia, montaż, muzyka i ważny temat – początki transplantologii w Polsce. Film Łukasza Palkowskiego jest po prostu bardzo dobrym filmem, który mogę śmiało wrzucić do worka z napisem „kino środka”. Obejrzałam ten film jeszcze długo przed tym, nim zrobiło się o nim głośno i już wtedy wiedziałam, że ma w sobie to coś, co poruszy tłumy – duszę. „Bogowie” złapali mnie za serce, a do kin ściągnęły miliony – jestem dumna z polskich kinomanów!


EWA: Też umieszczam „Bogów” w swojej piątce najlepszych filmów. Ten film nie ma wad, nie ma się do czego przyczepić. Dobra historia, która działa się właściwie na naszych oczach. Wystarczyło po nią sięgnąć.

ANIA: Skoro już jestem przy polskim kinie to gdzieś niedaleko „Bogów” plasuje się w moim prywatnym rankingu przyjemnie sensacyjny „Jack Strong” z główną rolą Marcina Dorocińskiego. Zaskakująco udany thriller polityczny Władysława Pasikowskiego to historia prawdziwego życia polskiego szpiega Ryszarda Kuklińskiego. Znowu technika stoi na najwyższym poziomie – zdjęcia, montaż, scenografia, kostiumy! I było to pierwsze kino sensacyjne z Polski, które mogę śmiało postawić obok filmów o James’ie Bondzie czy innej sensacji from USA.



EWA: A ja ten film umieszczam daaaaaaaaaaaaaaaleko poza swoim rankingiem. Fakt – był dobrze zrealizowany, ale przedstawił Kuklińskiego w świetle absolutnie pozytywnym. Tymczasem sprawa nie była tak prosta, jak mogłoby się Pasikowskiemu wydawać. Nie lubię czerni i bieli. A tu jest jedynie biel. Jeszcze gorzej! Jeśli chodzi o polskie kino mam jeszcze jedną pozycję: Hardkor Disko Krzysztofa Skoniecznego. Dziwny, pokręcony film. Może eksperymentalny? Zresztą to akurat nieważne. Imponujące są dwie rzeczy: że Skonieczny za 100 tysięcy złotych nakręcił coś, co jest absolutnie doskonałe wizualnie. Ale tego tłumaczyć nie można, bo zwyczajnie trzeba obejrzeć. Druga rzecz to główny bohater (świetny w tej roli Marcin Kowalczyk), o którym nie wiemy właściwie nic. I nie dowiadujemy się. Zwykle takie sytuacje mnie wkurwiają, bo lubię wyjaśnione sytuacje, lubię znać motywację bohatera. A tu... Psikus. Mimo tego film wciąąąąąąąga i męczy jak impreza do samego rana. Można nie pamiętać co się działo, ale porwana sukienka i kac zostaje na dłużej.

ANIA: Też zauważyłam "Harkor Disko". Przypominało mi formą i tematem trochę obrazy Haneke'ego, ale samo zakończenie mnie wkurzyło! I sama w końcu nie wiem, czy ten film się udał - ale przyznam, że to ciekawy, niezależny projekt. A co do "...Stronga" to nie zgodzę się. Poza tym, co komu szkodzi, żeby chociaż raz polski bohater był po prostu bohaterem. Amerykanie co 5 minut robią takie filmy! 

Tu się różnimy, ale jestem pewna, że w Twoim rankingu wysoko jest też "Witaj w klubie"!



EWA: Masz rację! Gadałyśmy o tym filmie nie raz!

ANIA: Genialne role Mathew McConaughey i Jareda Leto. Prawdziwa historia życia Rona Woodroofa, chorego na AIDS, który postanowił pomagać ludziom zarażonym wirusem HIV i zrobił na tym biznes. Ciężki temat został tu pokazany w naprawdę lekkiej, przystępnej formie, chociaż nie zabrakło scen dosadnych, wręcz brutalnych i wyciskających łzy. Piękna przyjaźń, brutalna rzeczywistość i bardzo ciekawa historia. Bardzo polubiłam bohaterów tego dramatu, bo są kolorowi i niebanalni nie ze względu na chorobę czy upodobania seksualne, ale ze względu na charakter i podejście do życia! Brawo!

EWA: Uwielbiam filmy o gejach, transwestytach, postaciach jak z Almodovara. Ale ten film cenię za olbrzymie ciepło i za mądrość. Powinni go wprowadzić do programu nauczania w gimnazjum, żeby uczyć młodych gniewnych tolerancji i otwartości na świat. Nic nie jest czarne albo białe. Ale niektórzy chyba o tym zapomnieli. To chyba mój numer jeden w tym rankingu.



ANIA: Koniec zeszłego roku to moje absolutne oczarowanie filmem „Wolny strzelec”. Piękne zdjęcia, intrygująca opowieść i bohater, którego nie można polubić, a jednak polubiłam. Olśniewający Jake Gyllenhaal zagrał socjopatę, który lubuje się w krwawych newsach i tym zarabia na życie, dostarczając do telewizji śniadaniowej najlepsze kawałki z drogowych wypadków czy morderstw. Piękne zderzenie miasta za dnia z mrokiem nocy i brakiem moralności i przyzwoitości naszego bohatera. „Wolny strzelec” mnie zahipnotyzował!

EWA: Wstyd się przyznać, ale filmu nie widziałam. Chyba za chwilę nadrobię Jeśli chodzi o mrok i intrygującą opowieść to wymienię tu „Tylko kochankowie przeżyją” Jima Jarmuscha. Dwa wampiry w opuszczonym Detroit objadają się lodami zrobionymi z krwi:). Nie są to jednak wampiry rodem ze „Zmierzchu”. Adam to muzyk, który nie chce rozgłosu, Eva – jego ukochana, zaczytana w książkach, niezwykłej urody (w końcu to Tilda Swinton) wampirzyca, która dla miłości zrobi... wiele:)




ANIA: Tak to był piękny film i piękna wizja nieśmiertelnego życia, a przede wszystkim bezgranicznej, staromodnej miłości! Tak, to było dobre! 

A teraz trochę z innej półki... Widziałaś film „Bardzo poszukiwany człowiek”? To ostatni film, w którym zagrał niezwykły aktor – Philip Seymour Hoffman. To jest kino wielkie - emocjonalne, trzymające w napięciu, współczesny kryminał, który dotyka wielu ważnych i nurtujących nas obecnie spraw. Terroryzm, polityka i pieniądze. Czy da się zaufać komuś na najwyższych szczeblach władzy? „Bardzo poszukiwany człowiek” – cieszę się, że powstał.



EWA: Świetny film. Świetny!! Jak mogłam o nim zapomnieć?? A jak ty mogłaś zapomnieć „Wilka z Wall Street”??:)) Leo! Niech żyje Leonardo DiCaprio! Luksus, przepych, arogancja, bezwzględność i oszustwo! Dlaczego ja właściwie lubię takie filmy? :)) 

ANIA: Wiesz... to chyba temat dla dobrego psychoanalityka :)
A co do "Wilka...", to stwierdziłam, że za dużo było tam wszystkiego. Proszków, seksu, naginania dobrych obyczajów. Chyba jestem staromodna jak te wampiry, dla mnie to było po prostu przegięcie.

EWA: A było coś co Cię rozczarowało?

ANIA: W treści na pewno „Interstellar”, w całości „Obywatel” Stuhrów, pod względem ilości patosu. „Obrońcy skarbów” George’a Clooney’a i „Noe. Wybrany przez Boga”.

EWA: American Hustler – tak pięknie się zaczął, tak słabo rozwijał, tak gówniano skończył...”Lucy” – tak wiele oczekiwałam, tak mało dostałam...

ANIA: A tak, żeby ładnie to nasze podsumowanie zakończyć... nie wiem, czy widziałaś film "Wiplash"? To genialny początek Nowego Filmowego Roku 2015 :) Genialne kino! Musicie to zobaczyć!



piątek, 9 stycznia 2015

Nie ma co się znęcać, bo cel był jasny – kolejna nawalanka i pościg w stylu Neesona


Mimo że sam Neeson powiedział kiedyś w wywiadzie, że szans na trzecią część „Uprowadzonej” nie ma, to producenci mieli jak widać inne zdanie. „Uprowadzona 3” stała się faktem i trafiła do kin, a wraz z nią Liam Neeson (jakoś te kredyty trzeba spłacać). I mimo że aktor ten kojarzy się pewnie większości tak jak mi już tylko z lekką drwiną i niepoważnymi uśmiechami, to każde spotkanie z nim w kinie w jakiś dziwny sposób mnie cieszy. Może jestem dziwna… ale cieszę się, że wrócił!
Moja radość to jedno, koszt biletów do kina to drugie, a wartość artystyczna filmu – trzecie. Niestety „Uprowadzona 3” nie da Wam niczego, czego już nie widzieliście. To ta sama historia z lekko tylko zmienionym środkiem. Spotykamy zmęczonego życiem agenta, jego już dorosłą córkę i byłą żonę. Wydawałoby się, że co było do porwania, to już porwano i nikt nie będzie podnosił palca na naszego agenta. A jednak! Jest ktoś, bo siła scenarzystów jest wielka i zrobią to, co niewiarygodne i nie do uwierzenia – aż czasami oczy bolą ze zdumienia.

Film długo się rozkręca i w sumie z niczego łapie napięcie i tempo, a gdy już złapie odpowiedni rytm, to czuje się jakby się oglądało inną wersję „Ściganego”. Nasz kochany, niezłomny, prawy Liam zostaje wrobiony w morderstwo i musi uciekać, by na własną rękę dorwać tego, kto ośmielił się podnieść rękę na niego lub co gorsza na jego rodzinę! Oh yeah! Znamy ten styl i ten rodzaj – po prostu nie należy zadzierać z ojcem, który odnalazł uprowadzoną córkę i byłym mężem, który odnalazł uprowadzoną byłą żonę! Znacie to wszystko i wiecie, czego możecie się spodziewać po tym filmie. Dla mnie miłym zaskoczeniem były zabawy operatora z ujęciami kamery i bardzo ładnie dopasowana muzyka (plus bardzo fajnie zagrany policjant, a gra go Forest Whitaker i poradził sobie z tym zadaniem). Technicznie film stoi na wysokim poziomie. Najsłabszy jest scenariusz (bo grę Neesona boję się oceniać, jeszcze powiem coś nie tak i zrobią „Uprowadzoną 4”? J), który po prostu napisano pod bohatera, tak żeby mu było wygodniej w każdej sytuacji, odchodząc daleko od prawdy czy prawdopodobieństwa.


Nie ma co się znęcać, bo cel był jasny – kolejna nawalanka i pościg w stylu Neesona. Skupiono się na zdjęciach, muzyce, odwadze i dzielności Liama. I to powinno wystarczyć!? Wystarczy, jeśli wiecie, na co idziecie do kina, wybierając „Uprowadzoną 3”.


Uprowadzona 3
Reżyseria:Olivier Megaton
Występują: Liam Neeson i inni.
Monolith Films
1'40''

PS Współtwórcą scenariusza był sam Luc Besson!!!