czwartek, 28 stycznia 2016

Najgorsze filmy 2015 roku



W kinach wciąż jeszcze urzęduje "Pitbull" robiąc "Nowe porządki", a za chwilę okołowalentynkowo do kinowych repertuarów trafi nowa komedia romantyczna! Zapomniałam dodać, że polska - "Planeta singli", czyli jak się randkuje w sieci i poza siecią!

Oł jeee :)

Na pewno nie możecie się doczekać ;)

Ale oba te filmy to NIC w porównaniu do tego, co momentami można było obejrzeć w kinie w minionym roku.

Oto lista najgorszych, ale takich najgorszych ze wszystkich najgorszych i w ogóle najgorszych filmów roku 2015 wg Dwóch Dziewczyn.



Kolejność nie ma tu znaczenia - alfabet jest bezlitosny, a więc najpierw JA.

ANIA (recenzentka filmowa, miłośniczka kina od kilkunastu lat, ogląda kilka filmów tygodniowo, zakochana w Clooney'u z "Ostrego dyżuru", wielbicielka Clive'a Owena w "Bliżej". "Podziemny krąg" i "Dirty Dancing" może oglądać po kilkanaście razy w krótkich odstępach czasu :))

2015 zapamiętam pod znakiem "Bogów i królów", doklejonych wąsów Johnny'ego Deppa i pewnego "Polowania na prezydenta".

Na początku roku zaskoczył mnie Ridley Scott filmem "Exodus. Bogowie i Królowie" i opowieścią o Mojżeszu, którego zagrał Christian Bale! Scott robi co może i wizualnie film robi wrażenie (za taką kasę już musi), ale gdzie wciągająca historia, gdzie ciekawe postaci??? EMOCJE??? Zresztą, sami zobaczcie! Sztuczność, złoto i zero prawdy.


Chwilę potem moim koszmarem sennym były dolepione na chama wąsy Johnny'ego Deppa (którego normalnie lubię, ale nie tym razem) w głupkowatej komedii "Bezwstydny Mortdecai". I pomyśleć, że wystąpił tam też Ewan McGregor. Mam wrażenie, że w tym wszystkim był pomysł i potencjał, ale Depp wszystko zepsuł. Nie wyszło - i to jak bardzo! Brrr.




A potem była moja faworytka w wyścigu o Złotego Szympansa w kategorii najgorszy film roku, czyli "Serena" w tartaku na odludziu czeka na Bradley'a Coopera, który ma romans z panterą. Cóż, na ekranie wygląda to jeszcze gorzej niż na papierze. W kinie miała ból wszystkiego, gdy musiałam na to patrzeć i tego słuchać, a samo zakończenie wypędziło mnie autentycznie z kina - nie mogłam przestać się śmiać, a to nie była komedia!!



Kolejny raz dostałam ataku śmiechu w kinie jak musiałam oglądać takiego Channinga Tatuma... w blond włosach i wydłużonych uszach. Pal licho uszy, ale te włosy - o zgrozo! Plus napuszona gra i reżyseria rodzeństwa Wachowskich (o co chodzi?! Przecież drugiego Matrixa już nie zrobią; no way!). Nie mogłam tego przetrwać, wyszła z kina. Takie przyjemne doznania miałam dzięki filmowi "Jupiter Intronizacja", gdzie zresztą zagrał też ubiegłoroczny zdobywca Oscara Eddie Redmayne.

A teraz film, który według wielu krytyków niekrytych albo właśnie krytych był wychwalany pod niebiosa! Zupełnie nie wiem, dlaczego?! "Dwa dni, jedna noc" i problemy Marion Cotillard według braci Dardenne. O jojoj, co tam się działo!? No właśnie, że nic. Nie mówiąc już o słabej grze Marion. Nie rozumiałam motywacji bohaterki, jej zachowania i tej gry aktorskiej. Strasznie mnie zmęczył ten film. Bracia Dardenne umieją robić dobre film, po prostu ten im nie wyszedł. Nie wiem, czemu boimy się do tego przyznać?!



Filmy, o których nie warto nawet wspominać. Po których polska szarość robi się jeszcze bardziej szara i wydaje się, że nie ma nadziei na poprawę:
bezbarwna "Saga wikingów" (tylko dlatego, że był dobry serial?!?),
dziwaczne "Piksele" (Adamie znowu am to robisz!!???),
zmarnowana "Fantastyczna czwórka" (brak słów i jeszcze dubbing?!),
beznadziejny i zupełnie niepotrzebny "Hitman" i nowy "Transporter" (to nie filmy tylko dzieła filmopodobne),
głupkowaty "Ostatni klaps" (filmy Mariusza Pujszy zawsze wprawiają mnie w osłupienie i nie wiem, czy to może ja się nie znam, czy on może wyprzedza epokę, czy to po prostu jest słabe?! Ktoś mi odpowie na to pytanie),
śmieszny "Łowca czarownic" z Vin Dieselem (?!),
heroiczny "San Andreas". Ten ostatni akurat sprawił, że mocno się w kinie śmiałam... po raz kolejny wbrew zamierzeniom twórców! No cóż, ale śmiech to zdrowie. Katastrofalne jest to kino katastroficzne, a w głównej roli Dwayne jakiś tam skała mięśniak Johnson. Pytanie moje jest takie, wszyscy aktorzy byli zajęci i ten był ostatnim na liście?! W sumie patrząc na scenariusz, to i tak nie było co grać, więc jeden kij, a raczej jedno trzęsienie ziemi. Na pewno jest na co popatrzeć...mięśnie pod koszulką i efekty specjalne, ale przykro na to patrzeć!



Wisienką na torcie moich najgorszych filmów są:

1. "Polowanie na prezydenta", czyli urocze pląsy w lesie Samuela L Jacksona i 13-letniego chłopca, który wygląda jak dziewczynka, a na koniec selfie na górze ze wzlatującymi helikopterami w tle - idealne na facebooka. Nic się w tym filmie kupy nie trzyma, lodówka w lesie, 13-latek w lesie SAM, i prezydent w lesie sam. Podobno miała to być parodia - nie wyszło! Ani to śmieszne, ani wciagające. Kupa i masakra w jednym. I pomyśleć, że za chwilę Samuel zagra GENIALNIE u Tarantino w "Nienawistnej ósemce"!



2. "Wojna imperiów", czyli Jackie Chan jak to Jackie Chan, ale jaką fryzurkę ma Adrien Brody!!! Łuuuu. Plus John Cusack, też ucharakteryzowany, ale trochę lepiej wygląda. Film odświeża legendę o chińskiej armii, zaginionym rzymskim legionie i "jedwabnym szlaku" - szkoda tylko, że robi to w tak słaby, prosty, patetyczny sposób. Okropne dialogi i scenariusz nie pozwoliły mi dokończyć tego filmu! A Adrien Brody mnie ubawił i śnił mi się potem jeszcze dwie noce taki na tronie w tych lokach! Strach! :)




A teraz ONA, znaczy EWA. Tylko ze względu na prawa alfabetu DRUGA ;)

Ewa - w kinie najbardziej lubi się śmiać i bać. Wielbicielka poszukiwań drugich den w filmach typu "Bridget Jones". Ma alergię na filmy historyczne i te z dużą dawką patosu. Na co dzień dziennikarka pisząca o wojsku.


Nie obejrzałam tak wielu filmów, jak Ania (wiadomix, Ania to mistrz <3). W dodatku nie mogę sobie przypomnieć tych złych. Przejrzałam filmweba, przejrzałam swoje katalogi i dupa. Samo dobro było! Ale jest jeden gagatek, na którym nie zostawię suchej nitki. Ok, jedną zostawię i położę na boskim ciele Bradleya Coopera <3.

Bo tak poza tym "American Sniper" to beznadziejny film. To opowieść o bogu, człowieku bez skazy, wspaniałym wojowniku. Bez ciemnych stron, bez defektów, bez najmniejszej ryski. A przecież wojna, Afganistan, karabin, snajper, jednostka specjalna - tematów do rys jest pod dostatkiem. Mnie amerykańska naiwność (?) męczy. Męczące filmy dobre nie są.

No i scena z dzieckiem, które tytułowy sniper tak "kołysze", że widz ma wrażenie, że zaraz komuś stanie się krzywda. Ale spoko, za chwilę kamera pokazuje, że dzieciak jest plastikowy. Uf :D





NASZ WSPÓLNY WYBÓR
NAJGORSZY POLSKI FILM MINIONEGO ROKU TO
"Obce ciało" i zaległa, nigdy nie opublikowana recenzja tamtego wydarzenia, gdy wybrałyśmy się na film Krzysztofa Zanussiego...

ANIA: „Obce ciało” naprawdę mnie zdenerwowało. Jak można kazać ludziom za coś takiego płacić?! Na szczęście siedziałyśmy same na sali kinowej, co świadczy o tym, że kinomani nie dali się nabrać i odpuścili sobie te obce filmowemu ciału dzieło. A o czym jest ten obraz? 

EWA: O dziewczynie (Agata Buzek), która po romansie z pewnym Włochem postanawia wstąpić jednak do zakonu, bo Boga kocha bardziej?!

ANIA: Ewa, rozumiesz to?! My chyba nie jesteśmy targetem tego filmu, bo tych uczuć nie rozumiem i nie chcę rozumieć!!!
Przypomina mi się za to przy okazji film z Michałem Żebrowskim o księdzu, równie zły. Ale do rzeczy… Włoch postanawia dać dziewczynie trochę czasu i zostaje w Polsce zatrudniając się w pewnej korporacji. A tam… się dzieje, sodoma i gomora. Agnieszka Grochowska i Weronika Rosati – piękne korpodziewczyny, które dla kariery są w stanie zrobić prawie wszystko.

EWA: „Obce ciało” nie jest nudną historią. Nie chciałam wychodzić z kina, byłam ciekawa jak to się skończy. Przez cały film czekałam na jakąś przemianę bohaterów. No i dostałam ją. Była tak okropnie naiwna i zła, źle poprowadzona... Że zrobiła z tego filmu jakąś przedziwną groteskę. No bo jak inaczej zinterpretować taki „dialog”: Wyuzdana, zła do szpiku kości szefowa korporacji do przystojnego, seksownego Włocha, jej podwładnego: miałam nadzieję, że mnie nawrócisz...

No i nie. To nie było zdanie-żart. To było całkiem poważne wyznanie. Halo! Czy tylko ja nie widzę sensu? Czy tylko mnie to śmieszy?

ANIA: Zanussi nie odkrywa Ameryki rzucając nam w twarz kawałkami, że korpoludzie są w stanie załatwiać kontrakty łapówkami czy seksem. Nic nowego. Brzydko, że pokazuje ten świat tak jednostronnie i jednowymiarowo. Wszystko jest pokazane bardzo sztampowo i łopatologicznie, wyrywkowo – bez pomysłu i najmniejszego niuansu czy subtelności.

Ten świat jest zimny, brudny i pozbawiony emocji. Bohaterowie są płascy i papierowi, dodatkowo mocno ukierunkowani (że jak już ktoś jest dobry, to do bólu idealny, a jak zły to rodem z piekła). Zanussi rozdrabnia się na kilka wątków wprowadzając do swojej historii niepotrzebny chaos. Są wątki zupełnie niepotrzebne, dodane na przylepkę. Są też wątki do bólu pretensjonalne, jak płaczliwe wołanie Włocha pod bramą zakonu, a w tle pada deszcz!!??

EWA: Podpisuję się pod każdym Twoim zdaniem. Byłam tak zdziwiona głupotą (naprawdę przykro mi to pisać...) tego filmu, że obejrzałam sobie „Persona non grata” i „Cwał” Zanussiego. Nie mogę uwierzyć, że nakręcił je ten sam człowiek. Przepaść jest olbrzymia!

ANIA: Pretensjonalność, banał, brak wiarygodności i emocji – to moje główne zarzuty do „Obcego ciała”. Nie wspominam nawet ostatniej metafory, która uderzyła mnie dosłownie w głowę, była tak mocna! Historia płynie na fali dyrektyw scenarzysty reżysera – dlatego wszystko wygląda bardzo sztucznie i nieprawdziwie, a samo zakończenie i niby przemiana bohaterów to już tylko pobożne życzenie reżysera. Błagam nie wpuszczajmy takich filmów do kin!!

EWA: Po ataku krytyków na film, znalazło się kilku jego obrońców. No bo przecież Zanussi pyta o moralność, bo przecież kondycję współczesnego człowieka przedstawia, no i w ogóle nie ma się co czepiać! 

Tu Ewa wyraźnie się wzburza :)

Owszem, jest. Niech Zanussi przedstawia swoją wizję świata. Niech opiera ją na katolicyzmie, niech opiera szczęście bohaterów na oddaniu się Bogu. Ale do k...y nędzy, niech pisze dobre dialogi, niech nie robi ze swoich postaci kukiełek, groteskowych laleczek. Wierzę, że w niejednej korporacji pracuje bicz pokroju Kris, oraz zdarzają się mężczyźni uczciwi jak Angelo. Ale przecież nie są jednowymiarowi, to niemożliwe. No chyba, że historię opowiada Zanussi, wtedy tak. Wtedy ludzie są dobrzy lub źli. Li i jedynie.


ANIA: Jak w telenoweli, choć i tak dobry charakter musi się raz na jakiś czas stać złym, żeby było ciekawiej zasypiać przed telewizorem:)

EWA: Mam jeszcze jedno zastrzeżenie, ale to już maleństwo w porównaniu z powyższymi zarzutami:). Mira Tkacz (Weronika Rosati) nosi szpilki Louboutin z metkami na podeszwie. Nie wierzę, no nie wierzę, że kobieta, która za chwilę zostanie szefową korporacji chodzi w szpilkach za kilka tysięcy złotych i nie odkleja metki. I również dlatego ten film jest zwyczajnie słaby.

To byłyśmy MY i nasze subiektywne opinie, ale i tak warto chodzić do kina :))

KOCHAMY KINO!



Ania & Ewa
Dwie Dziewczyny i Film

niedziela, 17 stycznia 2016

Dużo krwi, jeszcze więcej słów i Samuel, jakiego chce się wycałować - czyli 8. film Tarantino

Tarantino jest dzisiaj jednym z niewielu twórców, którym ufam. Jest wiarygodny w tym, co robi, bo tworzy filmy, które sam chciałby oglądać w kinie. Bo dzisiaj trzeba dać młodym powód, by wyszli z domu, odczepili się od telewizora, a bardziej od komputera czy tabletu. Takim powodem może być "Nienawistna ósemka"

Wychowany na kasetach VHS i starym kinie, nie ukrywa, że czerpie z innych twórców, ściąga ze starych, dobrych filmów, bo w końcu wszystko już kiedyś w kinie było. Powstała nawet kompilacja scen, z których "ściągnął" i które wykorzystał w swoich filmach. Ale czerpanie z dobrych wzorców to tylko przejaw inteligencji. Tarantino nadaje im nową, swoistą, swoją formę i ja to kupuję.



8. film (podobno zrobi jeszcze tylko dwa) Quentina Tarantino to męskie spotkanie w pewnej karczmie, a dokładniej w Pasmanterii Minnie, gdzie utknie z powodu śnieżycy 8 nieznajomych, wliczając skazaną kobietę. Dwóch łowców głów: jeden biały (Kurt Russell), drugi czarny (Samuel L. Jackson). Przyszły szeryf (Walton Goggins). Skazana na stryczek Daisy Domerque (Jennifer Jason Leigh). Plus kat (Tim Roth), podejrzany kowboj (Michael Madsen), Meksykaniec (Damian Bichir) i cichy staruszek.

Gdy zatrzasną się drzwi (jeden z kluczowych elementów filmu i źródło zabawnych sytuacji) atmosfera w małym domku w górach stanie się nieprzyjemnie gęsta. Nieprzyjemnie dla bohaterów, przyjemnie dla nas, bo od tamtej chwili smakowałam wszystko to, co działo się na tej niewielkiej przestrzeni. Kawka, strawa, opowieści i gra w szachy, a potem kilka kropel krwi i nieprzyjemnych słów. Tak łatwo oczywiście nie będzie, bo tajemnica kryje się w każdym kąciku, a wszystko jest nie tym, czym nam się na początku wydaje... ale odkrywanie tego, powolutku i niespiesznie przez 3 godziny, to prawdziwa uczta. I naprawdę nie czuje się tych 3h!

Napięcie, wszystkie smaczki i tajemnicze zaskoczenia w tym filmie wynikają ze świetnego scenariusza i dialogów. Nie ma w nim i w nich miejsca na przewidywalność czy słabsze strony. Tylko na samym początku miałam problem z dość długimi dialogami (powtarzanie niektórych kwestii nawet nie dwa razy, a trzy czy cztery), ale na szczęście szybko dojechaliśmy do Pasmanterii Minnie. To wszystko ma jednak swoje uzasadnienie, Tarantino bawi się konwencją westernu, stąd taki sposób prowadzenia dialogów. Do tego dochodzą stroje, scenografia, żart sytuacyjny i przepiękne okoliczności przyrody, czyli zamieć, zamieć i mróz przenikający aż do kości.

Początek filmu wita nas przepiękną muzyką Ennio Morricone. Żałuje, że w całym filmie jest jej tak mało. Za mało!



Oprócz scenariusza, muzyki, zdjęć (ujęcia powozu i koni są zjawiskowe, tak samo jak niektóre krajobrazy), to czym "stoi" ten film to aktorzy, a zwłaszcza jeden z nich - boski Samuel. Bez niego ten film nie smakowałby tak dobrze - jest do schrupania, a jego postać to diabelnie inteligentny spryciarz, który wie jak sobie radzić na Dzikim Zachodzie ;)

Świetny jest też Kurt Russell i Walton Goggins grający przyszłego szeryfa. Mnie ujął też Tim Roth w roli kata, a skazana zagrana przez Jennifer Jason Leigh to zupełnie odrębna kategoria aktorska ;)

8. film pana B. (Brawury) to krwawe, męskie kino. Mocne, a przy tym lekkie lekkością dialogów. Napięcie w tym filmie rozłożone jest perfekcyjnie na wszystkich bohaterów, a jego ciężar zmienia się co chwilę. Co chwilę też zmieniają się sympatie i antypatie między bohaterami, a każdy z nich jest inny... co wpływa na ich relacje.

Tarantino jest odważny. Nie boi się pokazywać tego, czego się nie pokazuje, albo o czym się nie mówi. Drwi sobie z koloru skóry, sympatii politycznych, itp. I m.in. za to go uwielbiam, bo gdy widzę taką brawurową scenę, to uśmiecham się i mówię do siebie: "nie!", a Tarantino mówi mi "Tak!".

A więc "Nienawistna ósemka" - mówię TAK :)


Nienawistna ósemka
Reżyseria: Quentin Tarantino
Występują: Samuel L. Jackson i inni.
3'7''
FORUM FILM POLAND

poniedziałek, 4 stycznia 2016

Bierz forsę i w nogi!

"Jeśli mamy rację ludzie stracą domy, pracę, emerytury" - to ważne zdanie wypowiada Ben Rickert grany przez Brada Pitta do dwóch początkujących przedsiębiorców i dodaje: "pieprzona bankowość zamienia ludzi w cyferki. Wiedzieliście, że 1% wzrostu bezrobocia oznacza, że 40 tys. osób umrze!".

Wiedzieliście TO?


Dla banków, bankierów czy banksterów jesteśmy cyferkami w wielkiej machinie biznesu, w której chodzi o naprawdę wielkie pieniądze.

My podpisujemy umowę na kredyt.
Oni dostają premię.
Zmieniają się warunki, gospodarka upada, odsetki rosną - my się martwimy i tracimy pieniądze.
Oni dostają kolejną premię, ale już dzięki komuś innemu.
Banki zawsze się wywiną, bankierzy też. Najgorzej mamy MY.

Kryzys finansowy w 2007 rok był głównie konsekwencją zaciągania przez Amerykanów kredytów hipotecznych o wysokim ryzyku spłaty, których banki udzielały nawet tym, którzy nie mieli zdolności kredytowej!! Jak to możliwe?? Nikt nie interesował się ryzykiem, bo trwał wzrost na rynku nieruchomości, największe banki zapewniały, że nic nie może się stać, a kredytów udzielały młode wilczki, które chciały tylko "złapać" premię - bez patrzenia na dokumenty i możliwości finansowe osób, które te kredyty zaciągały. To musiało się kiedyś skończyć.

Ale kilkoro osób już w 2005 roku wiedziało, co może się stać.
1. Nikt ich nie słuchał.
2. Oni na tej wiedzy zarobili!
3. I o tym właśnie jest film "Big Short"

Film w perfekcyjny sposób opowiada historię i początek kryzysu z 2007 roku. Kilku mężczyzn wiedziało "co się święci" i wykorzystało tę wiedzę, żeby zarobić!

1. Mike Burry (introwertyk skupiony na liczbach - geniusz i psychopata zarazem) w wykonaniu Christiana Bale'a - może Oscarowa rola?! On pierwszy zauważa, co się dzieje. Jared Vennet - pracownik Deutsche Banku - jest następny i informuje o nadchodzącym kryzysie inwestora Marka Bauma (bardzo dobry w końcu Steve Carell!!), który razem ze swoimi pomagierami postanawia sprawdzić jak się wiedzie Amerykanom? i czy są wciąż wypłacalni? Gdzieś w tle początkującym inwestorom pomaga stary wyjadacz, wspomniany na początku, Ben Ricket.

Czy ktoś tu ma wyrzuty sumienia?

Na pewno nie reżyser, bo nie traktuje nas w ani jednej minucie ulgowo. Czujemy się trochę jak na karuzeli, bo zostajemy wrzuceni w ten bezwzględny świat rodem z "Wilka z Wall Street", którego nie rozumiemy, a akcja nie zwalnia ani na minutę. I mimo że wszystko jest nam tłumaczone jak przysłowiowej blondynce, to i tak momentami czujemy się zagubieni w natłoku biznesowych haseł, określeń i stwierdzeń - a co dopiero zwykły śmiertelnik, który na tej podstawie oddaje swoje oszczędności czy dom?!

"Big Short" ma tempo, wiele dygresji, montażowych urozmaiceń - a wszystko razem świetnie się ogląda, chociaż niektórym może przeszkadzać nieustannie drgająca kamera. Mnie nic w tym filmie nie przeszkadzało. Może poza tym, że tyle osób dało się oszukać!

Montaż na 6 - precyzyjny do bólu!
Zdjęcia na 5 - świetne, oddawały nastrój!
Scenariusz na Oscara! (Oparty na świetnej książce pod tym samym tytułem!)
Aktorstwo?! Nie mam pytań :) Gosling, Carrel, Bale, Pitt!
Reżyseria nie pozostawia wątpliwości, że twórca tego obrazu odrobił zadanie domowe, a jego wcześniejsze filmy mogły wskazywać na to, że sobie nie poradzi. Poradził sobie!
Plus muzyka i precyzja, jak w filmie "Whiplash" - wszystko w tym filmie ma swój czas, miejsce i długość trwania.

Ten film zrobił na mnie ogromne wrażenie!

I nawet jeśli wiele z tego filmu nie zrozumiałam - nie znam się na giełdzie, to "Big Short" sprawił, że sprawdziłam to, czego nie wiedziałam.

Mieszkanie na kredyt? Może nie w tej chwili i na pewno nie w USA ;) ale ten film na pewno... polecam!


Big Short
Reżyseria: Adam McKay
Występują: Ryan Gosling, Brad Pitt, Steve Carrel, Christian Bale
UIP
2'10''