Początek roku to zawsze
dobre filmowe otwarcie w kinach, a w 2015 było to otwarcie mocne i z przytupem.
„Dzikie historie” z Argentyny porwały mnie, uniosły i wypluły – byłam porażona
i onieśmielona, bo ten film pokazuje jak bardzo jesteśmy wkurzeni na siebie i
na cały świat! Piękne, inteligentne i diabelnie zabawne kino.
Muzyka,
teatr, perwersja
Perfekcyjny „Whiplash”
sprawił, że po raz kolejny zakochałam się w muzyce i nauczycielu muzyki, mimo
że wymagał liczenia (Simmons jest w tej roli genialny!). Film opowiada o młodym
muzyku, który chce być najlepszy i trafia do najlepszego nauczyciela, ale czy
to na pewno odpowiednia droga? To film o życiu, muzyce i jeszcze raz o życiu!
Oscarowy „Birdman” to opowieść
o aktorze, który próbuje wrócić na scenę tworząc sztukę teatralną (w tej roli
szalony Michael Keaton). Majstersztyk pod względem zdjęć i scenariusza. Aktorzy
zrobili to, co chciał reżyser geniusz (Inarritu), a film olśnił nie tylko mnie,
ale także krytyków i całą resztę! To magiczny i bardzo prawdziwy film
pokazujący, jak bardzo próbujemy pozostawić na tym świecie nasz ślad! Czasami
aż za bardzo, nie mając świadomości jak wiele od nas nie zależy. „50 twarzy
Grey’a” miały zgorszyć i zaskoczyć, ale nie pokazały w zasadzie nic – poza tym,
że zbudowały napięcie i oczekiwanie na coś, czego nie było.
Umysł –
twardy dysk
Moim odkrycie i
zaskoczeniem w tym roku był film „Głosy”. Opowieść o nie do końca zdrowym na
umyśle chłopaku (w tej roli w różowym stroju Ryan Reynolds), który rozmawia sam
ze sobą i nie tylko! Zaskoczyła mnie ta niebanalna i bardzo zabawna historia –
reżyserka miała odwagę, to trzeba jej przyznać, tak jak i Reynolds występujący w
tym filmie w różowym! Ciekawe, inne kino dla każdego. A jeśli jesteśmy przy
wyobraźni i kreowaniu rzeczywistości, to nie mogę nie wspomnieć o dwóch hitach
science-fiction minionego roku – oba bardzo udane, czyli „Chappie” i
„Ex-Machinie”. Oba obrazy opowiadają o sztucznej inteligencji i konsekwencji
zabawy człowieka w Boga. Od strony wizualnej świetnie zrobione, od strony
fabularnej przerażające i fascynujące.
Inny świat
Latem do kin trafili
Avengersi w „Czasie Ultrona”. Natłok gwiazd nie sprawił, że mniej mi się ta
komiksowa adaptacja podobała – wręcz przeciwnie - Iron Man, Kapitan Ameryka czy
Hulk razem tworzą naprawdę zgraną i zabawną ekipę! A fabuła? Kto by tam na nią
zwracał uwagę, najważniejsza jest dobra zabawa, a ta była na pewno! A jeśli chodzi
o superbohaterów, to pojawiła się nowość w kinie – „Ant-Man”. Mały bohater,
który korzysta ze swojej zwinności i umiejętności znikania. I chociaż nazwa
może nie sprawia, że zaczynamy się bać, to Ant-Man naprawdę dokonuje na ekranie
rzeczy wielkich. A film to udana – kolejna – ekranizacja komiksu! „Mad Max. Na
drodze gniewu” kontynuował dobrą passę kina science-fiction w 2015 roku. Długo
czekaliśmy na taki powrót i chociaż w filmie nie ma Mela Gibsona, to jest
wszystko czego moglibyśmy oczekiwać – postapokaliptyczny świat, dziwni
bohaterowie i wciągająca historia, plus oczywiście efekty, efekty, efekty!
Góra, Mars,
Transylvania
„Everest” w kinie IMAX
przewrócił mój świat do góry nogami. Świetne, efektowne kino, które pokazuje
jak potężna jest natura, a człowiek naiwny. „Marsjanin” Ridley’a Scotta
przeniósł mnie w kosmos i oderwał od szarej rzeczywistości w bardzo przyjemny i
zabawny sposób, a Matt Damon powinien dostać Oscara za tę rolę! Powrócił też
„Hotel Transylvania”. Potwory z tego hotelu są wciąż w formie i bawią mnie do
łez. Muszę wspomnieć jeszcze o jednej animacji – „W głowie się nie mieści” – to
ciepła i wzruszająca opowieść o znaczeniu emocji w naszym życiu i równowadze,
jaką należy zachować między dobrymi a złymi doświadczeniami! Piękna i mądra
animacja!
Uwaga agenci!
W tym roku pojawiło się
kilka ciekawych produkcji o tzw. agentach. Był „Kingsman. Tajne służby” –
ekranizacja komiksu z Colinem Firthem, „System” z Tomem Hardym, powrócił tez
agent Ethan Hunt (seria i Cruise są wciąż w formie!) czy „Kryptonim UNCLE”, w
którym się zakochałam! Guy Ritchie wrócił i to w jakim stylu! Do dzisiaj
pamiętam scenę z winem, bagietką i włoską muzyką! Piękny, subtelny, szalenie
zabawny pastisz kina szpiegowskiego (a jakie aktorstwo! Jaka reżyseria! Jaki
montaż! Cudo!).
Gwiezdne
Wojny
A pod koniec roku czekaliśmy
już tylko na jedno – nowe Gwiezdne Wojny, ale chwilę przedtem była najnowsza
część przygód najsłynniejszego agenta Jej Królewskiej Mości James’a Bonda –
„Spectre”. Kolejna część przygód zadowoliła fanów serii, ale słyszało się wśród
nich i głosy rozczarowania, a wg mnie Sam Mendes zrobił świetną robotę i stylowo
zamknął pewien rozdział przygód o Bondzie. „Gwiezdne Wojny. Przebudzenie Moc”
nie zawiodły! Historia przenosi nas do czasów z ostatniej części starej
trylogii. Wraca tamten świat, tamta scenografia, znajomi bohaterowie – w tym
wszystkim znowu jest moc, którą kochamy!
Polskie KINO
Polskie kino w tym roku
kilka razy mnie zachwyciło i zaskoczyło, ale też kilka razy mocno zdenerwowało.
Zaczęło się od słabej kontynuacji pewnych „Wkręconych” („Wkręceni 2”). Zabrakło Piotra Adamczyka, a
Paweł Domagała, nawet jeśli występuje w dwóch postaciach, nie da rady udźwignąć
całej produkcji. Pierwsze rozczarowanie szybko przesłonił ciekawy, chociaż nie
do końca udany, dramat „Carte Blanche” z Andrzejem Chyrą. Krytycy mieli uwagi
do tego obrazu, ale mnie ujął on za filmowe serce dość niebanalnym podejściem
do tematu i intrygująca historią – opartą na prawdziwych wydarzeniach –
nauczyciela, który powoli traci wzrok.
Niedługo potem do kin wchodzi słynna
„Hiszpanka”, której do tej pory nie oglądałam. Dzieło kontrowersyjne, które
podzieliło krytyków, u mnie pozostaje nieocenione. Może kiedyś się odważę!
Borys Lankosz pokazuje swój drugi film i znowu sukces! Adaptacja prozy Zygmunta
Miłoszewskiego pt. „Ziarno prawdy” to solidna porcja napięcia i humoru (to
drugie dzięki świetnym dialogom i świetnej roli Roberta Więckiewicza jako
Teodora Szackiego). Plus przyjemne dla oka zdjęcia, dla ucha muzyka, a dla
ducha niepokojący klimat.
Na Walentynki do polskich kin trafiło „Warsaw by
Night”. Historia napisana przez królową polskich seriali Ilonę Łepkowską miała
być słodko-gorzką opowieścią o współczesnych kobietach – pomysł kuszący,
wykonanie tylko na poły satysfakcjonujące. Momentami zbyt prosto i zbyt
czytelnie, albo zbyt mało interesująco. Świetna Iza Kuna i Stanisława Celińska,
reszta zbyt mdła.
Dużym rozczarowaniem tego roku było też „Disco Polo” Macieja
Bochniaka, które miało opisać i wytłumaczyć fenomen tego nurtu w polskiej
muzyce. To miał być hit, biorąc pod uwagę pieniądze, jakie w ten projekt
włożono! Były efekty, zabrakło historii. Szkoda.
A potem przyszło „Body/Ciało”
Małgorzaty Szumowskiej i zapomniałam o innych filmach. Cudowny, przywołujący na
myśl Kieślowskiego poemat o bliskości, relacjach międzyludzkich, życiu i
śmierci. Plus kolejna wielka rola Janusza Gajosa.
Pod koniec roku rozbawił mnie
„Król życia” i rzucający z rozkoszą korporację Robert Więckiewicz, a Figura i Janda
rozczuliły w „Paniach Dulskich” Filipa Bajona.
Taki był ten rok w polskim
kinie, a biorąc pod uwagę Oscara dla „Idy” mogę śmiało przyznać, że bardzo
udany!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz