czwartek, 31 grudnia 2015

Dzikość, inteligencja, perfekcja, czyli jakie filmy z 2015 TRZEBA zapamiętać!


Początek roku to zawsze dobre filmowe otwarcie w kinach, a w 2015 było to otwarcie mocne i z przytupem. „Dzikie historie” z Argentyny porwały mnie, uniosły i wypluły – byłam porażona i onieśmielona, bo ten film pokazuje jak bardzo jesteśmy wkurzeni na siebie i na cały świat! Piękne, inteligentne i diabelnie zabawne kino.

Muzyka, teatr, perwersja
Perfekcyjny „Whiplash” sprawił, że po raz kolejny zakochałam się w muzyce i nauczycielu muzyki, mimo że wymagał liczenia (Simmons jest w tej roli genialny!). Film opowiada o młodym muzyku, który chce być najlepszy i trafia do najlepszego nauczyciela, ale czy to na pewno odpowiednia droga? To film o życiu, muzyce i jeszcze raz o życiu! 
Oscarowy „Birdman” to opowieść o aktorze, który próbuje wrócić na scenę tworząc sztukę teatralną (w tej roli szalony Michael Keaton). Majstersztyk pod względem zdjęć i scenariusza. Aktorzy zrobili to, co chciał reżyser geniusz (Inarritu), a film olśnił nie tylko mnie, ale także krytyków i całą resztę! To magiczny i bardzo prawdziwy film pokazujący, jak bardzo próbujemy pozostawić na tym świecie nasz ślad! Czasami aż za bardzo, nie mając świadomości jak wiele od nas nie zależy. „50 twarzy Grey’a” miały zgorszyć i zaskoczyć, ale nie pokazały w zasadzie nic – poza tym, że zbudowały napięcie i oczekiwanie na coś, czego nie było.

Umysł – twardy dysk
Moim odkrycie i zaskoczeniem w tym roku był film „Głosy”. Opowieść o nie do końca zdrowym na umyśle chłopaku (w tej roli w różowym stroju Ryan Reynolds), który rozmawia sam ze sobą i nie tylko! Zaskoczyła mnie ta niebanalna i bardzo zabawna historia – reżyserka miała odwagę, to trzeba jej przyznać, tak jak i Reynolds występujący w tym filmie w różowym! Ciekawe, inne kino dla każdego. A jeśli jesteśmy przy wyobraźni i kreowaniu rzeczywistości, to nie mogę nie wspomnieć o dwóch hitach science-fiction minionego roku – oba bardzo udane, czyli „Chappie” i „Ex-Machinie”. Oba obrazy opowiadają o sztucznej inteligencji i konsekwencji zabawy człowieka w Boga. Od strony wizualnej świetnie zrobione, od strony fabularnej przerażające i fascynujące.



Inny świat
Latem do kin trafili Avengersi w „Czasie Ultrona”. Natłok gwiazd nie sprawił, że mniej mi się ta komiksowa adaptacja podobała – wręcz przeciwnie - Iron Man, Kapitan Ameryka czy Hulk razem tworzą naprawdę zgraną i zabawną ekipę! A fabuła? Kto by tam na nią zwracał uwagę, najważniejsza jest dobra zabawa, a ta była na pewno! A jeśli chodzi o superbohaterów, to pojawiła się nowość w kinie – „Ant-Man”. Mały bohater, który korzysta ze swojej zwinności i umiejętności znikania. I chociaż nazwa może nie sprawia, że zaczynamy się bać, to Ant-Man naprawdę dokonuje na ekranie rzeczy wielkich. A film to udana – kolejna – ekranizacja komiksu! „Mad Max. Na drodze gniewu” kontynuował dobrą passę kina science-fiction w 2015 roku. Długo czekaliśmy na taki powrót i chociaż w filmie nie ma Mela Gibsona, to jest wszystko czego moglibyśmy oczekiwać – postapokaliptyczny świat, dziwni bohaterowie i wciągająca historia, plus oczywiście efekty, efekty, efekty!

Góra, Mars, Transylvania
„Everest” w kinie IMAX przewrócił mój świat do góry nogami. Świetne, efektowne kino, które pokazuje jak potężna jest natura, a człowiek naiwny. „Marsjanin” Ridley’a Scotta przeniósł mnie w kosmos i oderwał od szarej rzeczywistości w bardzo przyjemny i zabawny sposób, a Matt Damon powinien dostać Oscara za tę rolę! Powrócił też „Hotel Transylvania”. Potwory z tego hotelu są wciąż w formie i bawią mnie do łez. Muszę wspomnieć jeszcze o jednej animacji – „W głowie się nie mieści” – to ciepła i wzruszająca opowieść o znaczeniu emocji w naszym życiu i równowadze, jaką należy zachować między dobrymi a złymi doświadczeniami! Piękna i mądra animacja!



Uwaga agenci!
W tym roku pojawiło się kilka ciekawych produkcji o tzw. agentach. Był „Kingsman. Tajne służby” – ekranizacja komiksu z Colinem Firthem, „System” z Tomem Hardym, powrócił tez agent Ethan Hunt (seria i Cruise są wciąż w formie!) czy „Kryptonim UNCLE”, w którym się zakochałam! Guy Ritchie wrócił i to w jakim stylu! Do dzisiaj pamiętam scenę z winem, bagietką i włoską muzyką! Piękny, subtelny, szalenie zabawny pastisz kina szpiegowskiego (a jakie aktorstwo! Jaka reżyseria! Jaki montaż! Cudo!).

Gwiezdne Wojny

A pod koniec roku czekaliśmy już tylko na jedno – nowe Gwiezdne Wojny, ale chwilę przedtem była najnowsza część przygód najsłynniejszego agenta Jej Królewskiej Mości James’a Bonda – „Spectre”. Kolejna część przygód zadowoliła fanów serii, ale słyszało się wśród nich i głosy rozczarowania, a wg mnie Sam Mendes zrobił świetną robotę i stylowo zamknął pewien rozdział przygód o Bondzie. „Gwiezdne Wojny. Przebudzenie Moc” nie zawiodły! Historia przenosi nas do czasów z ostatniej części starej trylogii. Wraca tamten świat, tamta scenografia, znajomi bohaterowie – w tym wszystkim znowu jest moc, którą kochamy!



                                                                        Polskie KINO


Polskie kino w tym roku kilka razy mnie zachwyciło i zaskoczyło, ale też kilka razy mocno zdenerwowało. Zaczęło się od słabej kontynuacji pewnych „Wkręconych”  („Wkręceni 2”). Zabrakło Piotra Adamczyka, a Paweł Domagała, nawet jeśli występuje w dwóch postaciach, nie da rady udźwignąć całej produkcji. Pierwsze rozczarowanie szybko przesłonił ciekawy, chociaż nie do końca udany, dramat „Carte Blanche” z Andrzejem Chyrą. Krytycy mieli uwagi do tego obrazu, ale mnie ujął on za filmowe serce dość niebanalnym podejściem do tematu i intrygująca historią – opartą na prawdziwych wydarzeniach – nauczyciela, który powoli traci wzrok. 

Niedługo potem do kin wchodzi słynna „Hiszpanka”, której do tej pory nie oglądałam. Dzieło kontrowersyjne, które podzieliło krytyków, u mnie pozostaje nieocenione. Może kiedyś się odważę! 

Borys Lankosz pokazuje swój drugi film i znowu sukces! Adaptacja prozy Zygmunta Miłoszewskiego pt. „Ziarno prawdy” to solidna porcja napięcia i humoru (to drugie dzięki świetnym dialogom i świetnej roli Roberta Więckiewicza jako Teodora Szackiego). Plus przyjemne dla oka zdjęcia, dla ucha muzyka, a dla ducha niepokojący klimat. 

Na Walentynki do polskich kin trafiło „Warsaw by Night”. Historia napisana przez królową polskich seriali Ilonę Łepkowską miała być słodko-gorzką opowieścią o współczesnych kobietach – pomysł kuszący, wykonanie tylko na poły satysfakcjonujące. Momentami zbyt prosto i zbyt czytelnie, albo zbyt mało interesująco. Świetna Iza Kuna i Stanisława Celińska, reszta zbyt mdła. 

Dużym rozczarowaniem tego roku było też „Disco Polo” Macieja Bochniaka, które miało opisać i wytłumaczyć fenomen tego nurtu w polskiej muzyce. To miał być hit, biorąc pod uwagę pieniądze, jakie w ten projekt włożono! Były efekty, zabrakło historii. Szkoda. 

A potem przyszło „Body/Ciało” Małgorzaty Szumowskiej i zapomniałam o innych filmach. Cudowny, przywołujący na myśl Kieślowskiego poemat o bliskości, relacjach międzyludzkich, życiu i śmierci. Plus kolejna wielka rola Janusza Gajosa. 

Pod koniec roku rozbawił mnie „Król życia” i rzucający z rozkoszą korporację Robert Więckiewicz, a Figura i Janda rozczuliły w „Paniach Dulskich” Filipa Bajona. 

Taki był ten rok w polskim kinie, a biorąc pod uwagę Oscara dla „Idy” mogę śmiało przyznać, że bardzo udany!

Do zobaczenia w kinie! :)







Brak komentarzy:

Prześlij komentarz