Szukać magii i oryginalności
w kinie, to odważyć się opowiedzieć o miłości wampirki do nie wampira, który
wygląda jak James Dean i umieścić oboje gdzieś w Iranie, przyozdabiając
wszystko czarno-białymi zdjęciami.
Zachwyciła mnie ta przedziwna love story w
reżyserii Any Amirpour, bo pozwoliła mi spojrzeć trochę inaczej na kraj
Bliskiego Wschodu, odrzucając stereotypy i zanurzając się w fantastycznej
wizji, niczym w Basenie u Ozona.
Główną bohaterką mrocznej opowieści pod
niebywale długim tytułem jest piękna dziewczyna, która w dzień siedzi w domu, a
nocą przechadza się po mieście zakryta tradycyjną chustą. Nie rozumiemy,
dlaczego prowokuje nocną rzeczywistość (mocny makijaż, spacery o północy i
zaczepianie obcych mężczyzn), chwilę potem wszystko staje się jasne, gdy
zjawiskowa brunetka zanurza kły w ludzkiej krwi.
W tym samym City niedaleko pięknej
morderczyni żyje przystojny młody chłopak. Typ James’a Deana lub bohatera musicalu
„Grease”. Wciśnięty w obcisłe dżinsy, w koszulce i z okularami na nosie próbuje
przetrwać w „Bad City”. Jego największym problemem jest ojciec narkoman i auto,
które ktoś mu zabiera w ramach finansowej rekompensaty długu. Ta para spotka
się gdzieś w połowie filmu, by poczuć coś więcej, nad tę beznadzieję, którą
czuje się wokół. Wspólna jazda na deskorolce, przekłuwanie uszu i taniec – tym będzie
dla nich miłość, którą odkrywają powoli, delikatnie, ucząc się wszystkiego.
Bohaterowie tego filmu niewiele mówią, ale wcale mi to nie przeszkadzało, a jak
już płyną słowa, to tak jak krew, w konkretnym celu. Zdjęcia w tym filmie są
bajeczne. Przygrywa do nich piękna muzyka. Każdy kadr jest wysmakowany, a nam
pozostaje tylko chłonąć i smakować. Przy okazji takich filmów zdarza się, że
otoczka zachwyca, ale brakuje wnętrza, głębi – tutaj wszystko jest na swoim miejscu,
otoczka współgra ze zgrabnym, ciekawym wnętrzem – szaloną opowieścią o niełatwej
miłości. Nie ukrywam, że oczekiwałam po tym tytule i samym filmie, że mną
przyjemnie potrząśnie i będzie dla wyobraźni i mózgu jak klimatyzacja w ten
upał – tak właśnie było. Przyjemność dla oka i ucha, a dla mózgu nowe wrażenia,
bo tego jeszcze nie widzieliście!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz