środa, 5 sierpnia 2015

Debiut reżyserski Ryana Goslinga - oryginał czy tylko kopia?


Opuszczone, lekko spalone Detroit przypomina kraniec świata, gdzie nikt już nie chce być ani żyć. 

Cisza, której nie towarzyszy spokój, ale okrzyki wariata, któremu wydaje się, że ma to miasto na własność. 

Wszystko tam jest brudne, brzydkie, przerysowane. 

W Detroit mieszka seksowna mama o ognistych włosach, która stara się utrzymać starszego i młodszego syna. Stara się, ale nie daje rady. Zalega z czynszem i wtedy zjawia się ktoś, kto proponuje pracę w domu, gdzie rozrywką jest teatralna przemoc (zapraszamy na spektakl „zabijanie, okaleczanie na niby”). 



Ludzie w takim mieście za to płacą. Chcą krwi, czując beznadzieję swojego położenia. Starszy syn spotyka się z młodą sąsiadką, która opowiada mu historię o klątwie budowania tamy i zaginionym, zalanym mieście. Wg niej to wszystko wina klątwy. Postanawiają odszukać zaginione miasto. 

Każdy próbuje w tym filmie jakoś przetrwać, a ciasne bliskie kadry wszystko przed nami odkrywają: śmiech, łzy, przerażenie, troskę – beznadzieję odbitą na twarzach mieszkańców. I jedno muszę przyznać, pod względem wizualnym ten obraz robi naprawdę duże wrażenie. 


„Lost River” zachwycił mnie ciekawym montażem, przepięknymi zdjęciami, klimatyczną muzyką niczym z „Drive”, przekonującym aktorstwem i ciekawą, ale chyba niewystarczającą na film pełnometrażowy historią. 

Oglądając najnowsze dzieło Goslinga narzucało mi się kilkakrotnie stwierdzenie, że ten film jest po prostu dziwny. Wysmakowany, owszem. Wystudiowany, także, ale czy zrozumiały? Już niekoniecznie. Przykłady Lyncha czy Jarmuscha pokazują, że reżyser nie musi być zrozumiały przez krytykę czy nawet szerokiego odbiorcę. Ale Lynch i Jarmusch to Jarmusch i Lynch – oni mogą trochę więcej, Ryan Gosling dopiero zaczyna, a kto wie może już i kończy, bo krytycy nie byli dla niego i dla jego filmu zbyt łaskawi. 

Co więcej, oglądając „Lost River” miałam wrażenie, że to zbitka różnych znanych mi filmów, a to już niebezpieczna droga do bycia tylko marną kopią. Mam wrażenie, że tak trochę jest z tym filmem – jest zlepkiem pomysłów z innych obrazów ambitnych twórców i zarazem wydmuszką, w której nic nie ma. Jest ładnie, ale nie ma treści. Szkoda Panie Gosling.


Lost River
Reżyseria: Ryan Gosling
Występują: Saoirse Ronan, Christina Hendricks, Eva Mendes
BEST FILM
1'35''

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz