piątek, 27 lutego 2015

Prawie dwie godziny mojego wielkiego rozczarowania


Chciałabym szybko zapomnieć o tym filmie i o tej roli słynnej Francuzki, z której zapamiętałam tylko jej fluoryzującą na słońcu bluzkę.Udało mi się, aż do chwili pisania tej recenzji.

Silenie się na wyjątkowość to prosta droga do pretensjonalności i banału.

Najnowszy film braci Dardenne to jeden z gorszych filmów, jakie widziałam ostatnio. Wiem, że może będę jedna z niewielu, które odważą się to powiedzieć, ale obraz „Dwa dni, jedna noc” się nie udał, bo większość pewnie przyklepnie temu, co od lat się mówi, że Dardenne robią kino ambitne, więc na pewno wielkie. Otóż nie tym razem.


Słynni bracia zawsze dotykali spraw trudnych, wykorzystywali do ich pokazania formę wygodną sobie, niekoniecznie dobrą dla widza, ale do tej pory ich dzieła, chociaż trudne, były dla mnie zrozumiałe i chwytały mnie za serce. Historia kobiety, która w 2 dni musi przekonać kilkanaście osób, żeby zrezygnowali dla niej z premii, by ona mogła zachować posadę, jest opowieścią mocną i bardzo delikatną zarazem, ale pokazana w taki sposób jak w filmie staje się bardzo pretensjonalna, momentami nawet śmieszna.

Nie uwierzyłam w grę aktorki, ani w motywację jej bohaterki. To, co robi Sandra jest dziwaczne. Wiemy, że ma depresję, ale zaskakująco sztuczna gra Francuzki sprawia, że ten fakt w ogóle nam nie pomaga. Nic nie tłumaczy.

Kobieta odwiedza kolejnych współpracowników. Są to spotkania lepsze i gorsze. Ludzie, jak to w życiu, niektórzy potrzebują pieniędzy, inni postawią dobro koleżanki nad finansowe korzyści. Niektóre sceny do mnie przemawiały, inne były tak dziwne, że naprawdę trudno było mi uwierzyć, że odtwarzają real.

Nie wiem, czemu ten film jest taki straszny - tak go odebrałam, nie mogłam wysiedzieć, nie mogłam na to patrzeć, wiem, że zawiodła reżyseria i aktorstwo! To nie były moje emocje!
Dwa dni, jedna noc
Reżyseria: Bracia Dardenne
Występuje: Marion Cotillard
KINO ŚWIAT
1'35''

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz