piątek, 23 stycznia 2015

Na krawędzi. Dzikie historie


W filmie ważna jest historia, ale tak naprawdę to chyba jednak ważniejsza jest identyfikacja z bohaterem. Wiele marnych historii przetrwało w moim sercu miliardy lat dzięki odnalezieniu alter ego w postaci. Na przykład w Carrie Bradshaw z Seksu w Wielkim Mieście. Ale kiedy spotykamy film, który ma nie tylko świetną historię (a nawet historie) ale i bohaterów, których odnajdujemy w sobie właściwie każdego dnia, to już musi być doskonałość. Takie są „Dzikie historie”  Argentyńczyka Damiána Szifróna.


Najprościej będzie powiedzieć, że to film o ludziach, którym puszczają nerwy. Oooo, już czuję to rosnące napięcie. Najpierw przełykasz ślinę. Potem drugi raz. I trzeci. Kiedy zaczyna brakować śliny, a w głowie nie ma już myśli, tylko wielki kołtun agresji.... Film składa się z kilku historii nie powiązanych fabularnie ze sobą. Ale zacznijmy od początku. Bo jest genialny, absolutnie doskonały, jest kwintesencją tego filmu, którą reżyser zaczyna swoją historię, i o  której przypominamy sobie właściwie na końcu. Bo na początku niewiele rozumiemy. Ok. Więc mamy samolot. A w nim pasażerów. Między innymi piękną modelkę i nauczyciela muzyki, właściciela firmy, studenta. Wszyscy oni zrobili w życiu coś naprawdę złego. Okrutnego. Wkurwili.

Potem lecimy (nomen omen) dalej. Jest kara wymierzona pewnemu bandycie, który zaszedł za skórę biednej dziewczynie. Jest absolutnie genialna opowieść o Panu Bombce, którego wkurwił niesprawiedliwie wlepiony mandat, są wkurwiający się nawzajem kierowcy na pustej drodze, wkurwiony miliarder i jeszcze bardziej rozzłoszczony tłum. Powoli zbliżamy się do finału, ale zanim on nastąpi, musimy przejść katharsis. Otóż, mówi reżyser, nie wierzę że wszystko da się załatwić polubownie. Właściwie, każdy kto przeżył permanentny wkurw, wie, jak ciężko powstrzymać się przed agresją. I właśnie ona zwykle daje największą ulgę... Wiecie o czym piszę?

Halo! Ile razy można zbierać śmieci rzucone tuż obok kubełka na śmieci? Ile razy można znieść upokarzające uwagi dotyczące twojej wagi? Ile można tolerować nietrafione prezenty, mimo że co roku powtarza się to samo: nie chcę skarpet!!! Agresja siedzi gdzieś w środku i rośnie, rośnie, rośnie i rośnie. Czasami kiełkuje kilka dni, czasami lata. Aż w końcu... No właśnie. Musi wybuchnąć. Znacie tę zwykle chwilową lekkość? To chwile po huraganie ale jeszcze przed jego konsekwencjami.  

Moja ulubiona historia to ostatnia. Ślubna. O, jakże świetnie bawiłam się na tym weselu. Choć historia panny młodej nie jest moją historią, to tak silnie się z nią utożsamiłam, że gdy ona rozpuściła swoje włosy, ja rozpuściłam swoje – w kinie! Tak zupełnie bezwiednie:)

Nie chcę szukać w tym filmie żadnego krzywego zwierciadła. Trzeciego, czwartego dna. Nie. Biorę ten obraz na surowo i zjadam oblizując usta ze smakiem. A po brodzie cieknie krew tych, którzy zaleźli za skórę... :)))))

„Dzikie historie” to doskonały kontrkandydat „Idy” do Oscara. Jako Polka trzymam kciuki za „Idę”. Jako miłośniczka kina – zdecydowanie za „Dzikie historie”.


Ewa:)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz