niedziela, 13 marca 2016
Moje życie z Weroniką i Kieślowskim
Dzisiaj mija 20. rocznica śmierci Krzysztofa Kieślowskiego.
Nie znałam go dobrze (mam na myśli twórczość). Poznałam za późno. Dopiero na studiach odkryłam jego "Dekalog" i "Podwójne życie Weroniki", a potem "Trzy kolory". "Niebieski" zrobił na mnie ogromne wrażenie. "Czerwony" wzruszył. "Biały" rozbawił. Jego "Weronika" zainspirowała mnie do napisania scenariusza, który pozwolił mi dostać się do Łódzkiej Szkoły Filmowej. Scenariusz zatytułowany był "Studniówka", a główną bohaterką była właśnie Weronika, ale podobieństwo nie tkwiło tylko w imieniu. Szkoda, że nigdy nie udało mi się przenieść tej historii na ekran.
Bliskie jest mi Jego niedopowiedziane, przemilczane kino. Tak niewiele pada w nim słów, a tak wiele jest w nim emocji.
Muzyka. Kadry. Mimika twarzy. Gesty - dopracowane nieznośnie perfekcyjnie. Czasami patrząc na scenę zastanawiałam się, jak można tak dokładnie wszystko widzieć i wiedzieć.
Tak jak Woody Allen rzadko bywał zadowolony z efektu swojej pracy. Mam wrażenie, że oddawał całego siebie w każdym swoim filmie. Dużo go ta praca kosztowała, ale czy umiałby inaczej? Być portierem?
Nie wszystkie Jego filmy przetrwały próbę czasu, ale niektóre są wciąż aktualne i zapierają dech w piersiach. Ostatnio oglądałam ponownie "Krótki film o miłości" - poezja, rzecz o chorobliwej namiętności. Delikatność i brutalność w jednym.
Do Niego się wraca. Ja wracam do filmów Kieślowskiego. Jestem w trakcie przejmującego "Dekalogu".
C.D.N.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz