Martin Luther King urodził się na początku roku 1929 w Atlancie. Był pastorem babtystów i aktywnym działaczem na rzecz zwalczania rasizmu i walki o równouprawnienie Afroamerykanów. W 1964 roku otrzymał Pokojową Nagrodę Nobla, rok wcześniej został Człowiekiem Roku magazynu The Time. W kwietniu 1968 roku zginął zamordowany z powodu swoich przekonań i dążeń politycznych. Każdy z nas wie o nim ze szkoły.
Zasłynął marszem na Waszyngton, w trakcie którego wygłosił swoje słynne przemówienie "I Have a Dream". W marszu wzięło udział 200-250 tys. ludzi różnej narodowości, ale głównie Afroamerykanów. Wśród nich byli m.in. Marlon Brando i Charlton Heston. Uważa się, że to wydarzenie było przełomowym, jeśli chodzi o walkę z rasizmem w USA.
Film "Selma" miał być świadectwem tamtych wydarzeń. Miał obiektywnie, jak mniemam, opowiedzieć po latach, co się wtedy wydarzyło i ugryźć na nowo ten temat, współcześnie. Obraz oczywiście pokazuje ważny wycinek z działalności doktora Kinga i takie filmy są potrzebne. Ważne jest, by o tym, co było, przypominać, by historia się nie powtórzyła - to jest w tym wszystkim najistotniejsze, ale... ale zawsze przy okazji takich filmów - o wielkich i znanych postaciach - zastanawiam się, czemu tak trudno jest uniknąć filmu pomnika polanego patosem i lukrem uwznioślenia?! "Lincoln", "Żelazna dama", czy "Diana" - te filmy nie uniosły ciężaru osoby, o której opowiadały. Jak jest z "Selmą"?
Niestety podobnie. "Selma" to bardzo przegadane, długie i momentami bardzo męczące kino - odetchnęłam z ulgą dopiero przy napisach końcowych i oscarowej piosence. Przykro przyznać, ale to chyba najlepszy fragment filmu, plus może jeszcze sam marsz, w trakcie którego na ekranie w końcu coś zaczyna się dziać (filmowe sceny przeplatane są scenami prawdziwych wydarzeń - to było niesamowite!).
Poza tym... opowieść, zamiast się toczyć, jest raczej opowiadana w przydługich dialogach bohaterów. Kadry są, owszem, wystudiowane, ale w połączeniu z teatralną grą aktorów sprawiają wrażenie lekko sztucznych i zbyt wystudiowanych. Tam po prostu dużo się gada - bardzo dużo, za dużo.
Szkoda, bo kolejny raz bardzo znana postać służy za pomnik ku pokrzepieniu serc - a brakuje człowieka z krwi i kości, który miał na tyle odwagi, by wyjrzeć poza czubek swojego nosa - Martin Luther King kimś takim był. I warto o nim pamiętać, ale może nie koniecznie oglądając "Selmę".
Selma
Reżyseria: Ava DuVernay
Występują: Oprah Winfrey, David Oyelowo
KINO ŚWIAT
127''
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz