Idąc do kina na film
Ridley’a Scotta byłam wolna od książkowego pierwowzoru.
Książkę Andy’ego Weira
zaczęłam czytać już po doświadczeniu Scottowskiego „Marsjanina” – i chyba
dobrze się stało, bo nie miałam w głowie żadnej wizji, oczekiwań, po prostu
chciałam obejrzeć dobry film science-fiction.
Głównym bohaterem filmu Scotta
jest astronauta Mark Watney (świetny, naturalny Matt Damon), który bierze
udział w ekspedycji na Marsa. Razem z załogą jest na Czerwonej Planecie dopiero kilka dni i ma zostać jeszcze kilka miesięcy, celem ekspedycji jest zbadanie marsjańskiej
gleby. Plany misji pokrzyżuje nadejście gwałtownej burzy piaskowej, wypadek i
zaginięcie Marka.
Wszyscy myślą, że astronauta zginął, załoga, NASA, świat. Wszyscy wracają na Ziemię, a cudem ocalony Mark zostaje na
Marsie sam, oddalony od matki Ziemi o (średnia) 225 mln km.
Jak żyć/przeżyć samemu na Marsie, gdzie człowiek nie ma prawa przeżyć?
Problemem jest wszystko.
Poziom tlenu.
Liczba skafandrów.
Ilość jedzenia.
Odległość do Ziemi.
Czas, liczony tam w
Solach (dobach marsjańskich).
Nadzieja, że następna misja odbędzie się zgodnie z planem.
Mark, mimo pierwszej chwili zwątpienia,
postanawia jednak przeżyć, a że jest botanikiem, spróbuje dokonać niemożliwego i wyprodukować więcej wody i jedzenia na Marsie.
Uprawa ziemniaka?
Czemu nie, trzeba tylko dobrze pokombinować.
Racjonalne żywienie, czyli lekka
dieta, tylko pomogą.
Markowi uprzyjemniają samotny czas: muzyka disco,
krajobraz Marsa i elektroniczne książki.
Jednak cały wysiłek Marka będzie miał sens, tylko
wtedy, gdy następna misja dojdzie do skutku i odbędzie się w wyznaczonym w
grafiku NASA terminie, a Markowi nic się w tym czasie nie przytrafi. Ile musi czekać? Kilka
lat!
Jest samotność, są też
trudności, ale Mark ma w sobie dużo autoironii, a cały film to naprawdę dobrze
zrobione, dowcipne, świetnie zagrane i wyreżyserowane kino science-fiction.
Scott
po prostu umie kręcić takie filmy i to widać w każdej minucie tego obrazu.
Obsadzenie w głównej roli Matta Damona było idealnym posunięciem, bo ten aktor
to w rękach Scotta samograj: jest zabawny, wzruszający, sympatyczny i odważny,
niczego nie udaje, we wszystko uwierzyłam, w każdą emocję i grymas na twarzy.
„Marsjanin” to właściwie dziennik z samotnego pobytu Marka na Marsie. Dziennik
fascynujący, wciągający i niesamowicie zabawny!
Film Ridley’a Scotta nie odkrył
przede mną nowych lądów w gatunku science-fiction, ale sprawił mi ogromną
przyjemność, wysyłając mnie w tę ekscytującą podróż na Marsa.
PLUS miły polski akcent, zdjęcia do tego projektu zrobił Dariusz Wolski!
PLUS miły polski akcent, zdjęcia do tego projektu zrobił Dariusz Wolski!
Marsjanin
Reżyseria: Ridley Scott
Występują: Matt Damon
IMPERIAL-CINEPIX
2'21''
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz